Odczytany w piątek przed sądem przez mec. Andrzeja Lew-Mirskiego prywatny akt oskarżenia liczy prawie sto stron. Dotyczy ukazujących się przed czterema laty tekstów o Kobylańskim, w których wspominali o jego antysemickich wypowiedziach oraz podejrzeniach IPN, że w czasie wojny Kobylański mógł wydawać za pieniądze Żydów Niemcom (IPN nie znalazł dowodów na te twierdzenia).
Oskarżeni są: b. wiceminister spraw zagranicznych Ryszard Schnepf (dziś ambasador RP w Madrycie), b. ambasadorzy w Chile i Urugwaju - Daniel Passent (publicysta "Polityki" oskarżony wraz z naczelnym tygodnika Jerzym Baczyńskim) i Jarosław Gugała ("Polsat").
Przytaczając ponad 20 artykułów z "GW", Kobylański postanowił oskarżyć naczelnego gazety Adama Michnika (za "dopuszczenie do druku" artykułów, które - jak twierdzi Kobylański - zniesławiają i znieważają go) oraz dziennikarzy "GW": Mikołaja Lizuta, Dominika Sadowskiego, Jacka Hołuba, Karola Doleckiego, Dominika Uhliga, Agnieszkę Kublik (którą mec. Lew-Mirski "rozszyfrował" ze skrótu w podpisie), a także naczelnego wydawanej przez "Agorę" bezpłatnej gazety "Metro" Jerzego Wójcika.
Początkowo oskarżony był też "niezidentyfikowany autor" z "Metra" podpisujący się "GW". Obecnie mec. Lew-Mirski podejrzewa, że ten podpis "to twór wieloosobowy".
Oskarżeni są również dziennikarze i dokumentaliści "Rzeczpospolitej" Jerzy Morawski i Andrzej Kaczyński oraz ich b. naczelny Grzegorz Gauden, a także dziennikarka TVP Dorota Wysocka- Schnepf, która pisała w "Rz" o Kobylańskim.
Oskarżonym jest też Tomasz Wróblewski, b. naczelny "Newsweeka", gdzie o Kobylańskim wypowiedział się Gugała, wspominając czas, gdy był ambasadorem w Urugwaju. O Gugale autor aktu oskarżenia napisał, że obciąża go dodatkowo fakt, iż znieważający Kobylańskiego tekst pisał w okresie wielkanocnym. "Nie cofnę ani jednego słowa. Moim obywatelskim i dziennikarskim obowiązkiem jest mówić prawdę i dawać jej świadectwo" - powiedział Gugała.
W piątek przed sądem stawili się prawie wszyscy oskarżeni (oprócz ambasadora Schnepfa z małżonką oraz Hanny Recman (współautorki reportażu Lizuta z Urugwaju), której adresu nie ustalił pełnomocnik Kobylańskiego. Jej sprawę oraz sprawę "niezidentyfikowanego autora +GW+ z +Metra+" sąd wyłączył do odrębnego postępowania. Nieobecny był Kobylański (nie ma takiego obowiązku). Prawnicy podsądnych powiedzieli PAP, że ich klienci, którzy odrzucają zarzuty, będą chcieli składać wyjaśnienia po przesłuchaniu Kobylańskiego.
Oskarżyciel prywatny uznał, że wszystkie zarzuty, o jakich donosiły media, to kłamstwa, zaś same publikacje miały, jego zdaniem, na celu poniżenie go jako Polaka i patrioty oraz "odebranie zaufania potrzebnego do sprawowania funkcji prezesa USOPAŁ i udziału w życiu Polonii w Urugwaju". Uznał on też, że celem dziennikarzy było przedstawić Kobylańskiego "jako szpiega, denuncjatora, fałszerza, cudzołożnika, oszusta, obozowego feldfebla, łapówkarza, megalomana, latynoskiego kacyka, niekompetentnego mitomana".
Adwokat protestował też przeciw użytego przez Schnepfa w opisie sylwetki Kobylańskiego sformułowania "caudillo z Urugwaju". Wywodził, że to określenie, oznaczające w Ameryce Łacińskiej "monarchę katolickiego", na trwałe przypisano hiszpańskiemu dyktatorowi Francisco Franco, co jest obraźliwe.
Na rozprawie okazało się, że mec. Lew-Mirski nie przedłożył jednak sądowi kwestionowanych artykułów, co adwokaci podsądnych uznali za ograniczenie ich prawa do obrony. Pełnomocnik Kobylańskiego ma 21 dni na dostarczenie tych materiałów.
"To absurdalna sprawa z elementami humorystycznymi" - mówił po rozprawie Baczyński, który podkreśla, że do oskarżenia użyto karnego przepisu przewidującego karę więzienia za zniesławienie - o którym od dłuższego czasu mówi się, że powinien zniknąć z porządku prawnego.
Na elementy humorystyczne sprawy zwrócił zaś uwagę Michnik. Usłyszawszy zapewnienie, że wiernie zacytowane będzie wszystko co powie, oświadczył, że sytuacja, w której się znalazł, jest dla niego "bardzo bolesna, bo pana Kobylańskiego bardzo szanuje". "To bardzo bolesne, że znalazłem się na tej ławie oskarżonych jako jego przeciwnik" - ironizował przy wtórze śmiechów Gaudena, Kaczyńskiego i Wójcika.
Lizut zapewnił, że wszystko co napisał o Kobylańskim, było zebrane z dochowaniem zasad rzetelności i staranności.
Passent, jako jedyny, powstrzymywał się z komentarzami. Uznał, że do zakończenia sprawy byłyby one niestosowne.
Kolejna rozprawa w tym procesie - 8 maja. Wówczas podsądni mają formalnie przedstawić swe stanowisko - czy przyznają się do stawianego im zarzutu.ab, pap