"Premier bardzo jasno nakreślił te standardy. Bardzo wysokie zresztą. Nie wszyscy moim zdaniem - inne partie na scenie politycznej - będą w stanie spełnić te standardy. Ale my je spełnimy" - powiedział.
Premier Donald Tusk zapowiedział, że będzie oczekiwał od posłów i senatorów PO, by pozbyli się akcji i udziałów w spółkach po tzw. sprawie senatora Tomasza Misiaka. Firma Misiaka uzyskała zlecenie (pośrednictwo pracy i szkolenia dla zwalnianych stoczniowców) w ramach tzw. specustawy stoczniowej, nad którą wcześniej senator pracował jako szef senackiej komisji gospodarki narodowej. Misiak przestał być członkiem PO i klubu parlamentarnego tej partii, został także odwołany z senackiej komisji gospodarki.
Tusk zapowiedział także zmiany w prawie, m.in. utworzenie funduszu powierniczego, do którego osoby wybrane do Sejmu i Senatu musiałyby obowiązkowo przekazywać akcje i udziały w spółkach.
Pod koniec zeszłego tygodnia szef klubu PO Zbigniew Chlebowski poinformował, że w klubie PO są 53 osoby (27 senatorów, 26 posłów), które mają akcje, udziały, pracują lub prowadzą działalność gospodarczą.
Nowak poinformował też, że doszło do rozmowy premiera i szefa PO Donalda Tuska z prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz o nagrodach dla jej pracowników.
Gronkiewicz-Waltz zdecydowała o przeznaczeniu w tym roku na premie dla urzędników stołecznego Ratusza 58 mln zł.
Jak powiedział Nowak, premier "niezadowolony był i jest", jednak prezydent stolicy podtrzymuje swoje zdanie w tej sprawie i jako niezależny urząd ma do tego prawo.
Nowak dodał, że zdaniem PO nagrody są za wysokie. "Będziemy (tu) mieli różnice zdań" - zaznaczył. Nowak podkreślił też, że za takie decyzje każdy ponosi odpowiedzialność - także polityczną.
We wtorek Gronkiewicz-Waltz tłumaczyła, że 58 mln złotych to łączna kwota nagród dla ponad 7 tys. osób. "Gdy się przeliczy, wychodzi, że jest to dokładnie 2100 zł nagrody na kwartał średnio na pracownika" - wyjaśniała. Jej zdanie, to "normalna motywacja do pracy". To jest duża instytucja, muszę mieć jak najlepszych pracowników" - przekonywała prezydent Warszawy.ab, pap