Chwilę po znieczuleniu pacjentki pojawiły się pierwsze kłopoty m.in. słabnące tętno. Michał O. podjął reanimację -zdaniem sądu - niewłaściwą. Natomiast Anna K. wezwała pogotowie i wyszła z gabinetu - według sądu - winna była pomóc w reanimacji pacjentki. Ostatecznie dziewczyna zmarła po godzinnej reanimacji.
Ponadto sąd zdecydował, że oskarżeni będą mieli zakaz wykonywania zawodu: Michał O. przez pięć lat, zaś Anna K. przez trzy lata. "Nie powinni wykonywać zawodu, a czas ten poświęcić na doskonalenie zawodowe, bo nie posiadali stosownej wiedzy" - mówiła Agata Chmielnikowska, przewodnicząca składu sędziowskiego. Sąd zasądził także na rzecz fundacji "Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową" 50 tys. od Michała O. i 30 tys. zł od Anny K.
Sędzia dodała, że oboje - i anestezjolog, i stomatolog - wykazali się dużą nonszalancją w podejściu do pacjenta, mieli lekceważący stosunek do wykonywania zawodu, którego celem jest niesienie pomocy, ochrona zdrowia i życia.
"Oskarżeni są winni narażenia małoletniej pacjentki na utratę życia poprzez niezapewnienie właściwego sprzętu" - mówiła sędzia. Dodała, że w gabinecie winny się znajdować: defibrylator oraz kardiomonitor, które umożliwiałyby pełną diagnozę podczas zabiegu. Ponadto anestezjolog przed zabiegiem nie wykonał stosownych badań, m.in. nie sprawdził wagi pacjentki. Z kolei podczas reanimacji Michał O. powinien był położyć Katarzynę Sz. na twardym podłożu, a nie reanimować dziewczynę na fotelu dentystycznym.
Natomiast Anna K. - zdaniem sądu - jest winna, bowiem dopuściła do takiego poważnego zabiegu w gabinecie, który nie był do tego przystosowany. Powinna była też uprzedzić rodziców Katarzyny Sz. o tym, na jak poważny zabieg się decydują i że taki zabieg zagraża życiu pacjenta. "Podczas przesłuchania w sądzie rodzice stwierdzili, że nikt ich nie poinformował, nie powiedział, czym może grozić znieczulenie ogólne. Państwo Sz. twierdzili, że gdyby wiedzieli, nigdy by się nie zdecydowali" - mówiła przewodnicząca składu sędziowskiego.
Według sądu, Anna K. powinna ponadto pomóc przy reanimacji pacjentki, a nie wychodzić z gabinetu w najtrudniejszym momencie. "Każdy lekarz jest zobowiązany do reanimacji, więc Anna K. powinna się przyłączyć do reanimacji. Pomóc przenieść pacjentkę na podłogę, pomóc przy masażu serca" - mówiła Chmielnikowska.
Z wyroku nie był zadowolony Stanisław Sz., ojciec dziewczyny, który przyznał, że jest rozgoryczony. "Żaden wyrok nie satysfakcjonuje. Zabili zdrowe dziecko" - mówił. Mężczyzna był "zawiedziony łagodnym wyrokiem", bowiem nikt nie został ukarany za wprowadzanie pacjentów w błąd. "Ten gabinet reklamował się jako specjalizujący się w tego typu zabiegach i leczeniu pacjentów. Tymczasem nie mieli żadnych uprawnień. Nie byli do tego przygotowani" - mówił Sz. Jego zdaniem ten wyrok niczego nie załatwił, bowiem nadal mogą powstawać takie gabinety i narażać pacjentów na utratę zdrowia czy życia nawet.
Na ogłoszenie wyroku nie przyszli oskarżeni.ab, pap