"Każda taka śmierć jak śmierć naszych czterech wspaniałych pilotów wywołuje w nas uczucie solidarności z tymi, którzy pozostają. Tej solidarności, która tu na Wybrzeżu się zrodziła i poruszyła serca wszystkich Polaków przed laty. To najcenniejsze uczucie jakie mamy w sobie i tym uczuciem prawdziwej ludzkiej solidarności dzielimy się dziś" - powiedział szef MON.
Jak podkreślił Klich, służba żołnierska to zawód wysokiego ryzyka. "Żołnierz może odejść na wieczną wachtę - jak mówi się w Marynarce Wojennej w każdej chwili. I tam daleko od granic naszego kraju w Afganistanie i tutaj na ojczystej ziemi. To jest wpisane w żołnierski fach" - dodał.
Szef MON odczytał list premiera Donalda Tuska. "Byli zdolnymi, ambitnymi, odważnymi i dobrze przygotowanymi i do służby żołnierzami Wojska Polskiego. To wszystko sprawia, że pozostawili po sobie poczucie wielkiej straty" - napisał szef rządu. Premier podkreślił w liście, że zmarli piloci już dziś są "częścią legendy polskiego lotnictwa".
Szczygło odczytał natomiast list prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "Zginęli niezwykle doświadczeni piloci i technik lotnictwa, eksperci w swoich dziedzinach, którzy swoją bogatą wiedzę i umiejętności przekazywali następcom (...) Żołnierska postawa i przymioty osobiste tragicznie zmarłych zasługują na najwyższy szacunek i podziw" - napisał prezydent.
Dowódca Marynarki Wojennej wiceadmirał Andrzej Karweta podkreślił, że śmierć czterech lotników jest "ogromnym ciosem" dla Marynarki Wojennej. "Osierociliście niebo nad polskim morzem" - dodał.
Członkowie załogi "Bryzy", decyzją ministra obrony narodowej zostali mianowani pośmiertnie na wyższe stopnie wojskowe. Zostali także odznaczeni Morskimi Krzyżami Zasługi, przyznanymi przez prezydenta RP.
Trumny z ciałami lotników ustawiono przed hangarem na katafalkach przykrytych zielonym płótnem. Każda trumna udekorowana była biało- czerwoną flagą i czerwonymi różami oraz czapką wojskową. Ustawiono też w ramkach zdjęcia pilotów. Na cześć zmarłych pilotów wystrzelono trzy salwy honorowe, a nad lotniskiem przeleciały nisko trzy samoloty wojskowe.
Ceremonię pożegnania pilotów poprzedziła w hangarze msza żałobna, którą koncelebrował abp Tadeusz Gocłowski.
"Wiarą muszą być napełnione dziś nasze serca, że stworzeni na podobieństwo i obraz Boga powołani jesteśmy do życia wiecznego" - powiedział w kazaniu ks. prałat płk Sławomir Żarski, wikariusz generalny biskupa polowego WP.
W katastrofie 31 marca na lotnisku w Gdyni-Babich Dołach zginęli: 48-letni kmdr por. Roman Berski, 36-letni kmdr ppor. Marek Sztabiński, 27-letni kpt. marynarki Przemysław Dudzik oraz 43- letni st. chorąży sztabowy Ireneusz Rajewski. Do wypadku samolotu doszło podczas lotu treningowego. Piloci ćwiczyli awaryjne lądowanie z jednym działającym silnikiem. Okoliczności wypadku "Bryzy" bada wojskowa prokuratura i Komisja Badania Wypadków Lotniczych.
Pogrzeby kmdr por. Romana Berskiego i st. chorążego Ireneusza Rajewskiego odbędą się jeszcze w środę po południu na cmentarzu w Gdyni-Oksywiu. Natomiast kmdr ppor. Marek Sztabiński i kpt. Przemysław Dudzik pochowani zostaną w czwartek; pierwszy z nich spocznie na cmentarzu w Węgorzewie, a drugi w Chrzanowie.
Klich, pytany przez dziennikarzy po uroczystości o przyczyny wypadku "Bryza", powiedział, że samolot był technicznie sprawny.
"Nie ma żadnego związku między liczbą wylatanych godzin, a tą katastrofą. Trzech z tej czwórki byli jednymi z najbardziej doświadczonych pilotów lotnictwa Marynarki Wojennej. Mieli wylatanych 1900, 1600 i 1200 godzin. To jest naprawdę duży nalot. To byli po prostu podniebni fachowcy" - podkreślił szef MON.
Klich dodał, że nie będzie ujawniać żadnych szczegółów prac komisji wyjaśniającej przyczyny katastrofy "Bryzy", dopóki nie zakończy ona swojej pracy.pap, em