Nowa, jedenasta już część "Star Treka", zdaniem wiernych fanów miała być pełna nieścisłości i nieprzystająca do wykreowanego dotychczas uniwersum. Moim zdaniem, jest dokładnie odwrotnie: nowy film tchnął w kosmiczną epopeję nowe życie.
"Star Trek" zawsze był filmem wyjątkowym. Jego idea - ukazanie świetlanej przyszłości i tego, co możemy osiągnąć przy odrobinie dobrej woli – spotkała się z tak ciepłym przyjęciem, że widzom nie przeszkadzały nawet efekty specjalne rodem z Teatru Telewizji. Bohaterowie staczali pojedynki na pięści z gumowymi jaszczurami, prowadzili egzystencjalne rozmowy, a wszechmocne, półboskie istoty zwyciężali siłą swoich zasad moralnych. Z czasem pojawił się większy budżet, a co za tym idzie lepsze efekty specjalne i wreszcie nowa obsada.
Seria zaczęła obumierać dopiero pod koniec lat 90. Idealizm ostatecznie zastąpiono komercją i zamiast „podróży dokąd nie dotarł żaden człowiek" mieliśmy do czynienia już tylko z kosmiczną rozwałką. Za ostateczną porażkę można uznać powielający schematy, ocierający się o komedię serial „Star Trek Enterprise" (2001-2005).
„Star Trek: Początek", to powrót do korzeni, a jednocześnie zupełnie nowe spojrzenie na gwiezdną sagę. Film jest znacznie bardziej widowiskowy od swoich poprzedników. Fabuła pozbawiona dłużyzn, wartka, szalona, miejscami nieprawdopodobna, jest znacznie bardziej interesująca niż choćby siermiężny, nie wnoszący nic nowego „Star Trek: Nemezis" (2002).
W „Początku" spotykamy bohaterów z najstarszej wersji serialu. Spock, Kirk i ich podkomendni to niemalże sobowtóry starej załogi. Film pełen jest zresztą ukłonów pod adresem pierwowzoru i porozumiewawczych mrugnięć okiem. Technika nadal przypomina tę zaprojektowaną w latach 60. Współcześni dodali jedynie więcej technicznych szczegółów.
Wynalazki z wyobraźni naszych ojców i dziadków zachowały dawne kształty, jednak uzupełniono je o liczne technologiczne szczegóły. USS „Enterprise", nadal wygląda z grubsza jak talerz i kilka rurek ze światełkami, ale po bliższych oględzinach to potężna, prawdopodobnie wyglądająca maszyna. Efekty specjalne, w szczególności potężne budowle i stocznie, w których powstają gwiezdne okręty, robią wrażenie nawet na przyzwyczajonej do nich publiczności XXI wieku.
Oczywiście nie wszystko wyszło idealnie. Szczególne pretensje mam tutaj do ścieżki dźwiękowej. Dramatyczne momenty „ilustruje" pompatyczne walenie w bębny i wycie trąb. Dobrą muzykę – cover tematu z lat 60. - usłyszymy dopiero przy okazji napisów końcowych.
Star Trek: Początek (USA, Niemcy); reżyseria: J. J. Abrams
Seria zaczęła obumierać dopiero pod koniec lat 90. Idealizm ostatecznie zastąpiono komercją i zamiast „podróży dokąd nie dotarł żaden człowiek" mieliśmy do czynienia już tylko z kosmiczną rozwałką. Za ostateczną porażkę można uznać powielający schematy, ocierający się o komedię serial „Star Trek Enterprise" (2001-2005).
„Star Trek: Początek", to powrót do korzeni, a jednocześnie zupełnie nowe spojrzenie na gwiezdną sagę. Film jest znacznie bardziej widowiskowy od swoich poprzedników. Fabuła pozbawiona dłużyzn, wartka, szalona, miejscami nieprawdopodobna, jest znacznie bardziej interesująca niż choćby siermiężny, nie wnoszący nic nowego „Star Trek: Nemezis" (2002).
W „Początku" spotykamy bohaterów z najstarszej wersji serialu. Spock, Kirk i ich podkomendni to niemalże sobowtóry starej załogi. Film pełen jest zresztą ukłonów pod adresem pierwowzoru i porozumiewawczych mrugnięć okiem. Technika nadal przypomina tę zaprojektowaną w latach 60. Współcześni dodali jedynie więcej technicznych szczegółów.
Wynalazki z wyobraźni naszych ojców i dziadków zachowały dawne kształty, jednak uzupełniono je o liczne technologiczne szczegóły. USS „Enterprise", nadal wygląda z grubsza jak talerz i kilka rurek ze światełkami, ale po bliższych oględzinach to potężna, prawdopodobnie wyglądająca maszyna. Efekty specjalne, w szczególności potężne budowle i stocznie, w których powstają gwiezdne okręty, robią wrażenie nawet na przyzwyczajonej do nich publiczności XXI wieku.
Oczywiście nie wszystko wyszło idealnie. Szczególne pretensje mam tutaj do ścieżki dźwiękowej. Dramatyczne momenty „ilustruje" pompatyczne walenie w bębny i wycie trąb. Dobrą muzykę – cover tematu z lat 60. - usłyszymy dopiero przy okazji napisów końcowych.
Star Trek: Początek (USA, Niemcy); reżyseria: J. J. Abrams
[[mm_1]]