Przedstawiciele spółki odrzucają związkowe zarzuty dotyczące łamania praw pracowniczych i braku dialogu społecznego. Jak mówią, polityka zarządu w trudnym, kryzysowym czasie podporządkowana jest dwóm celom: utrzymaniu zatrudnienia i poziomu wynagrodzeń. Związkowcy uważają, że jest odwrotnie.
Według przedstawicieli JSW, powołujących się na szacunki policji, w 5-kilometrowym marszu sprzed kopalni "Zofiówka" przed siedzibą spółki uczestniczyło ponad tysiąc osób. Policjanci mówili dziennikarzom o ok. 2 tys. manifestantów, związkowcy - o ponad 3 tys. Wielu demonstrantów to związkowcy z innych spółek węglowych.
"Widać, że związkowcom nie udało się przekonać do udziału w manifestacji wielu pracowników spółki czy mieszkańców Jastrzębia Zdroju, do których apelowali w ulotkach. Wielu manifestantów przyjechało autokarami z innych spółek. Poza tym związkowcy wprowadzają załogę i opinię publiczną w błąd w sprawie działań zarządu" - oceniła rzeczniczka JSW, Katarzyna Jabłońska-Bajer.
Związkowcy kwestionują formalną zmianę pracodawcy, którą od poniedziałku są dla górników nie poszczególne kopalnie, a JSW. Docelowo ma być wynegocjowany nowy układ zbiorowy pracy, w miejsce dotychczasowych.
"Tu chodzi o to, że o 30 proc. spadną wasze wynagrodzenia. I chodzi o to, że dzisiaj, pod pretekstem tej zadymy, którą wywołał prezes Zagórowski (Jarosław Zagórowski, prezes JSW) i jego agencja PR, chce się ukryć nieudolność tego zarządu. JSW na wydobyciu węgla nadal dziś zarabia. Straty ponosi na opcjach walutowych; że nieodpowiedzialni ludzie igrali waszym losem" - mówił podczas manifestacji szef Sierpnia 80, Bogusław Ziętek.
Rzeczniczka spółki zaprzeczyła, jakoby z powodu braku wydobycia w piątki (ostateczne decyzje w tej sprawie jeszcze nie zapadły) i ograniczenia pracy w weekendy, górnicy mieliby zarabiać o 30 proc. mniej. Jak powiedziała, brak wydobycia w piątek oznaczałby tylko brak premii za ten dzień.
Związkowcy zaprzeczają, że w sporze z zarządem chodzi o związkowe etaty (po zmianach organizacyjnych ich liczba ma być mniejsza o jedną trzecią, co da ponad 6 mln zł oszczędności; wygasły też oddelegowania działaczy do pracy związkowej), ale o dobro wszystkich pracowników spółki. Zarzucają zarządowi łamanie praw pracowniczych i związkowych oraz nierespektowanie decyzji właściciela, czyli resortu gospodarki.
Podczas manifestacji szef Sekretariatu Górnictwa i Energetyki Solidarności, Kazimierz Grajcarek wzywał, by nie głosować w eurowyborach na kandydatów PO i PSL.
Według Grajcarka, z Jastrzębia Zdroju powinien popłynąć sygnał o gotowości do strajku generalnego w Polsce w sytuacji, gdy rząd będzie - jak mówił - nadal lekceważył dialog społeczny i pozwalał na likwidację kolejnych branż przemysłu. Jako przykład podał stocznie. "Dzisiaj wy, jutro my" - skandowali górnicy. Wznosili też obraźliwe okrzyki pod adresem prezesa spółki. Jej szefostwo nazwali "złodziejami", "tchórzami" i "szczurami".
Rzeczniczka spółki nie wykluczyła, że zarząd będzie domagał się od organizatorów pikiety pokrycia strat, związanych z naprawą wyrządzonych szkód. Najpierw jednak trzeba będzie je ocenić.
Szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności, Piotr Duda, przestrzegał zarządy firm i rządzących przed wypowiadaniem wojny związkom zawodowym. "Byliśmy warchołami, złodziejami, ekstremistami. Wszystkie media były przeciwko nam, a my byliśmy, jesteśmy i będziemy. Prędzej PO i wszystkie partie znikną z kraju niż związki zawodowe" - uważa Duda.
ND, PAP