W marcu br., w kolejnym katalogu IPN o zasobach archiwalnych wobec osób publicznych, znalazła się informacja, że Handzlik był zarejestrowany przez SB w 1987 r. jako tajny współpracownik ps. "Piotr". Rejestracji dokonał IV wydział SB z Bielska-Białej, inwigilujący Kościół katolicki i środowiska wierzących. Według katalogu SB, "w grudniu 1987 r. kontakt z TW został całkowicie zerwany (jednostronnie z winy TW), z powodu jego wyjazdu do Francji. Po nawiązaniu kontaktów z pracownikiem SB w/w kategorycznie odmówił jakichkolwiek kontaktów".
44-letni Handzlik - podsekretarz stanu odpowiedzialny w Kancelarii za sprawy międzynarodowe - zaprzeczył, by był agentem. Oświadczył, że w 1987 r., gdy ubiegał się o paszport, osoba podająca się za oficera wojska zaproponowała mu pracę dla wojska. "Lekkomyślnie zgodziłem się napisać jednozdaniowe oświadczenie o tym, że jeszcze raz spotkam się z tą osobą. Pod wpływem rozmówcy podpisałem je swoim imieniem z bierzmowania, tj. +Piotr+. Żadnej współpracy nigdy nie podjąłem" - dodał Handzlik. Gdy w 1988 r. wrócił z Francji, oficer znów się skontaktował, ale on ponownie odmówił kontaktów.
Handzlik zapewnił, że o tych kontaktach poinformował prezydenta Lecha Kaczyńskiego i "właściwe organy państwowe w ramach postępowania o dostęp do informacji niejawnej oraz w oświadczeniu lustracyjnym". Zapowiedział też, że złoży odpowiednie wyjaśnienia w IPN i podda się autolustracji.
Sam L. Kaczyński oświadczył, że nie widzi powodu do wyciągania konsekwencji wobec Handzlika. Podkreślił, że na jego współpracę nie ma żadnych dowodów. Zaznaczył, że w przypadku Handzlika było inaczej niż w sprawie innego jego ministra Andrzeja Krawczyka - bo jak podkreślił prezydent - tym razem on o wszystkim wiedział. Dodał, że Krawczyk chociaż też nie był agentem, to nie poinformował go o pewnych faktach ze swego życia. "I dlatego wtedy podjąłem decyzję o jego odejściu" - podkreślił L. Kaczyński.
W piątek prok. Jarosław Skrok z IPN poinformował sąd, że IPN z urzędu bada już od końca 2008 r. oświadczenie Handzlika jako osoby publicznej, "większość czynności jest już wykonana, a kwerenda jest bardzo zaawansowana". Prokurator powiedział PAP, że jest za wcześnie, by przesądzić, czy będzie wnosił o uznanie prawdziwości czy też nieprawdy oświadczenia lustracyjnego Handzlika. Nie chciał też ujawnić, czy w IPN zeznawał już oficer SB, który go zarejestrował.
Zgodnie z ustawą lustracyjną, prawo do sądowej autolustracji ma każdy - nie tylko osoba pełniąca funkcję publiczną - kto chce oczyścić się z "publicznego pomówienia" o agenturalne związki z tajnymi służbami PRL.
Wszczynając w piątek autolustrację, sędzia Paweł Dobosz stwierdził, że informacja z katalogów IPN stanowi "publiczne pomówienie", o którym ustawa mówi jako o warunku wszczęcia autolustracji. Zdarzało się, że niektóre sądy w Polsce uznawały w podobnych sprawach, że nie jest to takie pomówienie, bo "brak jest podstaw do stwierdzenia w działaniu prezesa IPN świadomego działania zmierzającego do upublicznienia nieprawdziwych informacji".
Handzlik studiował na KUL. W latach 1992-94 był doradcą premier Hanny Suchockiej ds. polityki zagranicznej, a od 1994 do 2000 r. - I sekretarzem ambasady RP w Waszyngtonie. W latach 2000-01 szefował Departamentowi Polityki Eksportowej MSZ, potem był wicedyrektorem w Departamencie Polityki Bezpieczeństwa MSZ (2001- 2002), a w latach 2004-05 był radcą-ministrem w przedstawicielstwie RP przy ONZ w Nowym Jorku. W 2006 r. rozpoczął pracę w Kancelarii Prezydenta RP, a ministrem został w październiku 2008 r.
Przed nim polityką międzynarodową zajmował się w Kancelarii Andrzej Krawczyk. W lutym 2007 r. odszedł, gdy prezydentowi przekazano informację, że w stanie wojennym miał być tajnym współpracownikiem WSW. W marcu 2007 r. sąd oczyścił go w ramach autolustracji, ale nie wrócił on jednak do kancelarii. Został w końcu ambasadorem RP na Słowacji.pap, em