Przed bramą nr 2 stoczniowcom towarzyszył ks. prałat Henryk Jankowski.
Związkowcy rozstawili przed bramą namiot, a pod nim plastikowe krzesła i stół. Obok stanął telewizor.
Wiceprzewodniczącemu stoczniowej "S" Karolowi Guzikiewiczowi oraz wiceprzewodniczącemu stoczniowej OPZZ Mirosławowi Bratkowskiemu towarzyszy kilkudziesięciu stoczniowców i gdańszczan. "Panie premierze, czekamy na pana. Mamy dla pana krzesło" - apelował Guzikiewicz.
Po półgodzinie oczekiwania wiceprzewodniczący stoczniowej "S" zadzwonił do rzecznika rządu Pawła Grasia: "Chciałem panu powiedzieć, że nie jesteśmy tchórzami" - mówił do Grasia Guzikiewicz, odnosząc się w ten sposób do słów, jakie rzecznik rządu wypowiedział wcześniej w Sopocie.
"Ja powiem tak, ja nie winię za wszystko pana premiera, ale pan premier musi wziąć w swoje ręce to, co złego się w Polsce dzieje i dlatego rozmowa jest konieczna" - przekonywał Guzikiewicz rzecznika rządu.
Ks. Jankowski zapytany o powód, dla którego zjawił się pod bramą stoczni, powiedział: "W roku 80 tu byłem i teraz też tu jestem. Nie zmieniłem się: stary, dobry Jankowski".
Związkowcy zapowiadali, że będą czekać na premiera do godz. 20, ale kiedy ta pora minęła, zostali na miejscu, by wspólnie obejrzeć transmisję z debaty, która odbywa się na Politechnice Gdańskiej. Na debatę stawili się przedstawiciele dwóch mniejszych związków działających w stoczni: Okrętowiec oraz Związku Zawodowego Inżynierów i Techników.
Z powodu zaproszenia tych dwóch związków związkowcy z "S" i OPZZ odmówili wzięcia udziału w debacie z premierem.
ND, PAP