Minister zapewnił, że wbrew medialnym spekulacjom, żonie i córce szyfranta nic nie grozi. Zaprzeczył także doniesieniom, by kobieta, podobnie jak jej mąż, pracowała dla tajnych służb.
"Generalnie nie komentuję działań polskich służb specjalnych, ani tych, które podlegają ministrowi obrony, ani tych, które mi nie podlegają, ale dziś uczynię wyjątek" - powiedział Klich dziennikarzom po zakończeniu składania zeznań w procesie żołnierzy oskarżonych o zabicie cywili w Afganistanie w 2007 r.
"Po pierwsze nie jest prawdą to, jakoby cokolwiek stało się z żoną zaginionego szyfranta. Żona mieszka tam, gdzie mieszka, córka mieszka tam, gdzie mieszka. Służby mają z nią stały kontakt" - powiedział minister.
Jak zaznaczył - jeśli dobrze pamięta - ostatni raz kontaktowały się z kobietą przedwczoraj. "W związku z tym teza o tym jakoby była wycofana, przeniesiona albo ukryta, jest tezą nieprawdziwą" - powiedział szef MON.
"Po drugie nieprawdą jest, że ta pani pracuje w służbach. Istotnie pracowała jako pracownik cywilny w WSI, ale nie została zatrudniona w Służbie Wywiadu Wojskowego. W związku z tym od kilku lat nie ma nic wspólnego ze służbami" - dodał minister.
Podkreślił, że te dwie kwestie chciałby zdementować, ponieważ "rozkręcają spirale spekulacji na temat tego, co stało się z chorążym Zielonką".
"Poszukiwania trwają. Hipotezy są weryfikowane. Powtórzę to, o czym była już mowa - zaginięcie chor. Zielonki nie wpływa ani na bezpieczeństwo Służby Wywiadu Wojskowego, ani tym bardziej bezpieczeństwo państwa" - powiedział Klich.
Pytany o rozważane hipotezy, szef MON odparł, że "coraz bardziej prawdopodobna jest hipoteza problemów osobistych szyfranta".
Według środowego "Dziennika" trwające od miesiąca poszukiwania szyfranta "ani o krok nie przybliżyły policji do wyjaśnienia zagadki jego zaginięcia". Według gazety, "wbrew temu, co mówili szefowie służb, podoficer miał dostęp do wszystkich tajemnic polskiego wywiadu". W artykule pojawia się sugestia, że żona chorążego pracuje w tajnych służbach i prawdopodobnie ktoś podjął decyzję o ukryciu jej wraz z dzieckiem.
"Dziennik", powołując się na anonimowych rozmówców, napisał, że najbardziej prawdopodobne są dwie wersje zaginięcia chorążego. Pierwsza zakłada, że popełnił samobójstwo lub zginął przypadkowo. Według drugiej, od dawna współpracował z obcym wywiadem i został wywieziony z kraju.
Jak poinformował rzecznik BBN Jarosław Rybak, prezydent Lech Kaczyński otrzymał kilka dni temu opracowaną przez Biuro informację o sprawie. Podał, że opracowano ją w oparciu o materiały ze służb oraz o własne informacje, by przedstawić "całościowe ujęcie problemu". Rybak nie chciał wypowiadać się na temat zawartości dokumentu.
52-letni wojskowy szyfrant wyszedł z domu na warszawskim Gocławiu drugiego dnia Świąt Wielkanocnych. Jego zaginięcie zgłosiła żona.
Kilkanaście dni temu sprawą zajmowała się sejmowa komisja do spraw służb specjalnych. Członkowie speckomisji oceniali, że "wywiad podjął wszelkie działania ochronne". Jej szef Stanisław Rakoczy (PSL) mówił wtedy, że zaginięcie szyfranta nie pociąga za sobą zagrożenia dla państwa. Według Janusza Zemkego (Lewica), chorąży "miał poważne problemy zdrowotne", chciał odejść ze służby; przez kilka tygodni był na zwolnieniu lekarskim. Jacek Cichocki, który w kancelarii premiera odpowiada za służby specjalne, uznał wówczas, że najbardziej prawdopodobną hipotezą zaginięcia szyfranta jest "czynnik osobisty".
Według RMF FM, chorąży Zielonka leczył się na depresję. Po likwidacji WSI dwa lata czekał na weryfikację. Złożył rezygnację, bo miał już prawa emerytalne, ale namówiono go na pozostanie w służbie. Stacja podaje, że szyfrant zgromadził na swoim koncie sporą sumę pieniędzy, która nie została naruszona od dnia jego zaginięcia. Według RMF FM, mężczyzna od lat był w separacji z żoną.
pap, keb, ND