Wieści o planowanej koalicji Bloku Julii Tymoszenko z Partią Regionów i domniemane plany zmiany konstytucji wywołały nową polityczną burzę na Ukrainie. Zwolennicy prezydenta Wiktora Juszczenki nazwali je juntą i zamachem na święte prawo narodu do bezpośredniego wyboru najważniejszej osoby w państwie.
Tymczasem, o ograniczeniu pełnomocnictw głowy państwa i zmianie sposobu jego wybierania – z wyborów powszechnych na pośrednie - mówiło się już cztery lata temu, zaraz po zwycięstwie pomarańczowej rewolucji. Nowo wybranemu prezydentowi, Wiktorowi Juszczence nie wystarczyło jednak politycznej woli, by ograniczyć swoje kompetencje. Eksperci wypominali mu wtedy krótkowzroczność i mieli wiele racji: gdyby zmiany w konstytucji wprowadzono już w 2005 r., dziś prawdopodobnie nie oglądalibyśmy żenujących kłótni prezydenta z premier Julią Tymoszenko o podział władzy.
Reforma konstytucji i konstruktywny podział pełnomocnictw między najważniejszymi osobami w państwie są na Ukrainie niewątpliwie potrzebne. Niestety, w państwie, w którym trwa „nieustanna kampania wyborcza" nie ma mowy o realizowaniu dalekowzrocznej wizji państwa. Krótkoterminowe interesy wyborcze są ważniejsze.
Tak jest i tym razem. Ogłoszone dziś śmiałe polityczne plany mają małe szanse na realizację. Po pierwsze wybory prezydenckie – wyznaczone na styczeń 2010 roku – zbliżają się wielkimi krokami, a reformy konstytucji nie dokonuje się przecież (miejmy nadzieję) w tydzień. Po drugie Janukowycza i Tymoszenko wciąż jeszcze więcej dzieli niż łączy. Idylliczną wizję zgodnego podziału pełnomocnictw między prezydenta Janukowycza a premier Tymoszenko można więc między bajki włożyć .
Przykład pierwszy z brzegu: z okazji zbliżającego się dwudziestolecia niepodległości Ukrainy, partia pani premier wystąpiła z inicjatywą zmiany nazw 25 miast, które – tak jak, na przykład Dnieprodzierżyńsk - są schedą po Związku Radzieckim i kują w oczy ukraińskich patriotów. Ciekawe, co na to powie, domniemany koalicjant, którego najbardziej wierny elektorat stanowią emeryci z nostalgią wspominający ZSRR?
Reforma konstytucji i konstruktywny podział pełnomocnictw między najważniejszymi osobami w państwie są na Ukrainie niewątpliwie potrzebne. Niestety, w państwie, w którym trwa „nieustanna kampania wyborcza" nie ma mowy o realizowaniu dalekowzrocznej wizji państwa. Krótkoterminowe interesy wyborcze są ważniejsze.
Tak jest i tym razem. Ogłoszone dziś śmiałe polityczne plany mają małe szanse na realizację. Po pierwsze wybory prezydenckie – wyznaczone na styczeń 2010 roku – zbliżają się wielkimi krokami, a reformy konstytucji nie dokonuje się przecież (miejmy nadzieję) w tydzień. Po drugie Janukowycza i Tymoszenko wciąż jeszcze więcej dzieli niż łączy. Idylliczną wizję zgodnego podziału pełnomocnictw między prezydenta Janukowycza a premier Tymoszenko można więc między bajki włożyć .
Przykład pierwszy z brzegu: z okazji zbliżającego się dwudziestolecia niepodległości Ukrainy, partia pani premier wystąpiła z inicjatywą zmiany nazw 25 miast, które – tak jak, na przykład Dnieprodzierżyńsk - są schedą po Związku Radzieckim i kują w oczy ukraińskich patriotów. Ciekawe, co na to powie, domniemany koalicjant, którego najbardziej wierny elektorat stanowią emeryci z nostalgią wspominający ZSRR?