Czy zarzuty w sprawie próby zabójstwa Anny Walentynowicz przełamią niemoc IPN-u w ściganiu sprawców zbrodni ostatniego okresu PRL.
IPN, który z zacięciem ścigał zbrodniarzy z lat 40. i 50. miał dziwne trudności z doprowadzeniem przed oblicze wymiaru sprawiedliwości sprawców komunistycznych zbrodni z lat 80. Nie udało się do końca wyjaśnić okoliczności śmierci księdza Jerzego Popiełuszki, trzech kapłanów zamordowanych w 1989 roku, zabójstwa Jana Strzeleckiego i wielu innych. Słynne wielkie śledztwo w sprawie funkcjonowania związku przestępczego w MSW w latach 1956-1989 wielokrotnie było dławione, a z akt znikały kluczowe dowody m.in. odciski palców zabezpieczone u księdza Stefana Niedzielaka.
Dobrze więc, że pojawia się szansa skazania po tylu latach osób, które próbowały otruć Annę Walentynowicz. Jeśli uda się udowodnić winę oskarżonym o to dwóm byłym esbekom, mogą oni spędzić za kratkami pięć lat. Oby z tym samym impetem ruszyło w końcu śledztwo w sprawie zabójstw księży, a ich sprawcy zasiedli na ławie oskarżonych.
To pocieszające, że Polska w końcu zaczyna spłacać swój dług wobec osób, które ryzykowały dla niej swoje zdrowie, a nawet życie. Wielu szykanowanych w PRL-u opozycjonistów, w wolnej Polsce nie doczekało się nawet godziwych emerytur. Niewiele zrobiono też, by skutecznie ścigać i karać zbrodniarzy komunistycznych. Część z nich znalazła bezpieczną przystań w biznesie, a nawet w organach władzy i dziś pobiera wysokie świadczenia.
W procesie niedoszłych oprawców Anny Walentynowicz najważniejsze nie jest to, jaki wyrok zapadnie. Najbardziej istotne jest to, że sprawcy zbrodni z lat 80. zasiadają w końcu na ławie oskarżonych. Otrzymają tym samym – oni i im podobni – jasny sygnał, że kończy się ich bezkarność.
Dobrze więc, że pojawia się szansa skazania po tylu latach osób, które próbowały otruć Annę Walentynowicz. Jeśli uda się udowodnić winę oskarżonym o to dwóm byłym esbekom, mogą oni spędzić za kratkami pięć lat. Oby z tym samym impetem ruszyło w końcu śledztwo w sprawie zabójstw księży, a ich sprawcy zasiedli na ławie oskarżonych.
To pocieszające, że Polska w końcu zaczyna spłacać swój dług wobec osób, które ryzykowały dla niej swoje zdrowie, a nawet życie. Wielu szykanowanych w PRL-u opozycjonistów, w wolnej Polsce nie doczekało się nawet godziwych emerytur. Niewiele zrobiono też, by skutecznie ścigać i karać zbrodniarzy komunistycznych. Część z nich znalazła bezpieczną przystań w biznesie, a nawet w organach władzy i dziś pobiera wysokie świadczenia.
W procesie niedoszłych oprawców Anny Walentynowicz najważniejsze nie jest to, jaki wyrok zapadnie. Najbardziej istotne jest to, że sprawcy zbrodni z lat 80. zasiadają w końcu na ławie oskarżonych. Otrzymają tym samym – oni i im podobni – jasny sygnał, że kończy się ich bezkarność.