"Polska zgłosiła propozycje osób, które mogą być komisarzami spośród tych, którzy otrzymali w ostatnich wyborach mandat obywatelski" - podkreśliła.
Premier Donald Tusk przedstawił trzy kandydatury na "polskiego" komisarza UE: Janusza Lewandowskiego, Jacka Saryusz-Wolskiego i Danutę Huebner właśnie. Wszyscy oni uzyskali w czerwcowych wyborach mandat PE. Najwięcej głosów z tej trójki uzyskała startująca z Warszawy Huebner, na którą zagłosowało nieco ponad 311 tys. osób.
Pytana, czy zdecyduje się objąć mandat w PE Huebner odpowiedziała jedynie: "Problem polega na tym, że nikt na razie nic nie wie".
Jak powiedziała, najprawdopodobniej zostanie wyznaczony tzw. "przejściowy" komisarz, czyli ten, który zastąpi ją do czasu utworzenia nowego składu Komisji Europejskiej. Oczekuje się, że stanie się to pod koniec tego roku, po - przewidzianym na październik - referendum w Irlandii, które przesądzi czy Traktat Lizboński wejdzie w życie. "Potem reszta będzie zależała od tego, jaka teka przypadnie Polsce" - dodała Huebner.
Proszona o komentarz do informacji, że Polska będzie starała o stanowisko komisarza UE ds. rynku wewnętrznego (tak Newsweekowi powiedział w niedzielę Janusz Lewandowski), a nie - jak dotychczas deklarowali przedstawiciele rządu - ds. przemysłu, komisarz powiedziała, że sama od roku powtarza, że najlepiej byłoby, gdyby polski komisarz zajmował się właśnie problematyką unijnego rynku.
Według niej, jednak dziś nikt nie wie jeszcze, jakie będą teki w nowej KE. "To co najważniejsze, to żeby określić zakres teki, która Polskę najbardziej interesuje" - podkreśliła. Dodała, że potem pozostaje przekonywanie pozostałych członków UE, że polski kandydat jest na tę funkcje najlepszy.
Huebner uważa, że nie należy się kierować obecnymi zakresami obowiązków komisarzy, bo - jak powiedziała - nazwa teki nie jest najważniejsza, a nowe "nie muszą być prostą kontynuacją" starych nazw.
Decyzję o objęciu mandatu w PE wszyscy polscy kandydaci na komisarzy muszą podjąć już w najbliższy poniedziałek - wynika z ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego.
Zapisano w niej bowiem, że utrata mandatu europosła zajmującego w dniu wyborów stanowisko lub pełniącego funkcję kolidującą z mandatem PE następuje m.in. wtedy, kiedy nie złoży on marszałkowi Sejmu, w terminie 14 dni od dnia ogłoszenia przez Państwową Komisję Wyborczą wyników wyborów do PE (ten termin mija w najbliższy poniedziałek) oświadczenia o złożeniu rezygnacji z zajmowanego stanowiska lub pełnionej funkcji.
Ponadto - jak w niedzielę zwrócił uwagę w rozmowie z PAP szef Biura Informacyjnego Parlamentu Europejskiego w Polsce Jacek Safuta - z regulaminu PE wynika, że najpóźniej na 6 dni przed pierwszą sesją unijnego zgromadzenia w nowym składzie (czyli 8 lipca), każdy z europosłów zajmujących przedtem stanowisko lub sprawujących funkcję kolidującą z mandatem europarlamentarzysty musi złożyć oświadczenie, że już z nich zrezygnował.pap, em