Matyjaszczyk dodał, że jego zdaniem wystosowanie zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa stało się koniecznością po czerwcowych zeznaniach przed komisją byłego szefa PZU Jaromira Netzla.
"Netzel w trakcie zeznań pokazywał, w którym miejscu mogło dojść do popełnienia przestępstwa. Chodzi o sytuację, gdy prokuratorzy, będąc w jednym śledztwie świadkami, mogli prowadzić sprawy w innym śledztwie. To musi być sprawdzone przez prokuratora generalnego" - podkreślił Matyjaszczyk.
Zdaniem posła należy także wyjaśnić, czy materiał przedstawiony na multimedialnej konferencji prasowej w sierpniu 2007 roku mógł być prezentowany przez świadków w sprawie przecieku i składania fałszywych zeznań. Dodał, że chodzi właśnie o Engelkinga.
W trakcie czerwcowego zeznania przed komisją Netzel za niezgodny z prawem uznał fakt, że - po wyłączeniu ze sprawy przeciekowej wątku dotyczącego składania fałszywych zeznań przez niego, b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka i szefa policji Konrada Kornatowskiego - sprawą składania fałszywych zeznań zajmowali się ci sami prokuratorzy, co sprawą przeciekową. Zasugerował też, że w związku z tym działania i decyzje zespołu mogły być nieskuteczne z mocy prawa.
Zeznający w czwartek przed komisją śledczą prokurator Andrzej Szeliga, który z ramienia Prokuratury Apelacyjnej nadzorował prace zespołu prokuratorskiego powołanego w 2007 w sprawie zbadania przecieku z akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa, odniósł się do tych zarzutów.
"Dążyliśmy do tego, żeby osoby które przesłuchiwały panów Kaczmarka, Kornatowskiego i Netzla nie wykonywały czynności z ich udziałem jako podejrzanymi. Taki był tok rozumowania" - tłumaczył. Świadek podkreślił, że multimedialna konferencja z 31 sierpnia była zorganizowana, aby "chronić honor prokuratury i prokuratorów" w związku z falą krytyki m.in. w mediach.
Według Szeligi, konferencja dotyczyła sprawy składania fałszywych zeznań, a nie sprawy przeciekowej. "Jednak, żeby przedstawić fałszywe zeznania trzeba było pokazać całokształt" - stwierdził.
Szeliga powiedział też, że w 2007 roku z prokuratury wydostawało się na zewnątrz wiele informacji, które nie powinny być upublicznione i właśnie dlatego zespół prokuratorów, który nadzorował liczył niewielu członków.
Jak powiedział, w momencie rozpoczęcia śledztwa przeciekowego ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wystosował prośbę, żeby "maksymalnie zawęzić krąg osób, które mają do niego dostęp". Świadek dodał, że służyło to temu, aby informacje o postępowaniu nie wypłynęły na zewnątrz.
Według Szeligi, w 2007 roku z prokuratury do mediów przedostawało się wiele informacji, które powinny pozostać tajemnicą. Podkreślił, że w prasie pojawiały się informacje, o których rozmawiało się "w wąskim gronie w zaciszu jego gabinetu". Zaznaczył, że dotyczyło to m.in. afery gruntowej. "Nigdy nie udało się ustalić sprawców wycieków" - dodał.
Szeliga zeznał, że w sprawie przecieku z akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa konsultował się z Ziobrą. Według świadka, Ziobro nie wydawał poleceń dotyczących prowadzenia sprawy, był o niej informowany, a raz zdarzyło się, że "pomógł w sposób techniczny załatwić transport dla prokuratorów i świadków". Doprecyzował, że chodzi mu o wojskowy śmigłowiec, którym prokuratorzy z zespołu udali się na przesłuchania do Gdańska.pap