Występując na forum Organizacji Państw Amerykańskich (OPA) w stolicy Nikaragui, Managui, zaapelował do pozostałych przywódców obu Ameryk o poparcie.
We wtorek 56-letni Zelaya ma przemawiać w ONZ. Dzień później uda się do Waszyngtonu.
Wcześniej prezydent USA Barack Obama nazwał usunięcie Zelayi "zamachem". Podkreślił, że będzie współpracował z OPA, by przywrócić w Hondurasie prawowitą władzę.
Wiele krajów regionu, m.in. Wenezuela i Meksyk, wycofało z Tegucigalpy swych ambasadorów. Na Honduras nałożono też dwudniowe embargo handlowe.
"W czwartek przybędę do Tegucigalpy. Przybędę tam jako wybrany prezydent i odsłużę moją czteroletnią kadencję" - mówił Zelaya w Managui.
Tymczasem w stolicy Hondurasu trwają starcia między zwolennikami Zelayi a wojskiem. Uczestniczyło w nich ponad 1500 osób. Policja wobec ludzi demonstrujących pod pałacem prezydenckim użyła gazu łzawiącego.
Około 30 osób odniosło obrażenia, około 20 aresztowano - podał Czerwony Krzyż.
Wybrany w 2006 roku Zelaya chciał rozpisać referendum w sprawie pełnienia funkcji prezydenta dłużej niż jedną kadencję. Plebiscyt miał odbyć się w niedzielę, lecz zamiast głosujących na ulicach pojawili się żołnierze.
Wojsko wtargnęło do rezydencji Zelayi. Po aresztowaniu od odesłano prezydenta do Kostaryki.
Tymczasowym przywódcą państwa został spiker parlamentu Roberto Micheletti. Ma pełnić urząd przez najbliższe siedem miesięcy, pozostałych do końca kadencji Zelayi.
Micheletti powiedział, że większość obywateli popiera zmianę władzy, gdyż uratowała ona kraj przed - jak to ujął - "chavizmem", czyli radykalnym socjalizmem w stylu prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza.
"Honduras jest teraz bardziej demokratyczny niż trzy dni temu" - podkreślił w rozmowie z Reuterem.
ND, PAP