W stabilizowanie gospodarki musi się włączyć rząd, a jedynym narzędziem jego działania jest redukcja deficytu budżetowego
Zaczynają się dyskusje nad przyszłorocznym budżetem. Będą gorące, bo prowadzone w toku kampanii przed wyborami prezydenckimi, i trudne, bo sytuacja gospodarcza wymaga na rok 2001 budżetu stabilizującego gospodarkę, bardziej oszczędnego.
Tegoroczna kampania prezydencka stwarza dwie komplikacje. Pierwszą i naturalną jest wykorzystywanie dyskusji budżetowych do atakowania rządu i zdobywania popularności przez opozycję i jej kandydatów na prezydenta. Historia dziesięciolecia i teraźniejszość pokazują, że SLD oraz PSL, chcąc uwieść wyborców, bez zahamowań operują demagogią ekonomiczną, także wtedy, gdy jej skutki godzą w interes publiczny. Drugą przeszkodą, specyficzną dla tego roku, jest możliwość poważnych napięć w koalicji, wynikających z faktu, że równowaga finansów publicznych jest o wiele ważniejsza dla Unii Wolności niż dla AWS. Tę rozbieżność priorytetów wzmacnia fakt, że w tegorocznych wyborach prezydenckich AWS walczy o wygraną swego kandydata, a Unia Wolności ani nie popiera Mariana Krzaklewskiego, ani nie wystawia własnego kandydata. Unia, w ogóle nie przejawiająca skłonności do czynienia ryzykownych wyborczych koncesji ekonomicznych, nie ma w tym roku żadnego powodu, by się na takie koncesje godzić.
Dyskusje nad przyszłorocznym budżetem zapowiadają się też jako wyjątkowo trudne ze względu na sytuację socjalną i gospodarczą. Sytuację socjalną zaognia wzrost bezrobocia, bo na rynek wchodzą roczniki wyżu demograficznego i nasilają się restrukturyzacje przedsiębiorstw oraz branż, niemożliwe już do odkładania, jak to było w latach 1993-1997. Sytuację gospodarczą komplikuje szybko rosnący deficyt obrotów bieżących z zagranicą. W tym miejscu warto zauważyć, że jego najbardziej dramatyczne pogorszenie nastąpiło za rządów koalicji SLD-PSL. Dodatnie saldo tego wskaźnika w wysokości 4,6 proc. PKB w roku 1995 zamieniło się w 1,1 proc. deficytu w roku 1996. Wspominam o tym i o odkładanych za czasów tamtej koalicji restrukturyzacjach nie po to, aby przerzucać odpowiedzialność na poprzedników. Chcę tylko pokazać, że problemy nie powstały nagle, lecz narastały.
W ostatnich latach ciężar walki z czynnikami destabilizującymi spoczywał na banku centralnym, a głównym instrumentem były ruchy stopą procentową. Od wielu lat rząd nie robił nic, by gospodarkę schładzać, raczej ją rozgrzewał. Schładzała Rada Polityki Pieniężnej, podnosząc stopy procentowe. Otóż ta polityka się wyczerpuje. Wzrost stóp procentowych prowadzi do wzrostu zadłużenia firm krajowych za granicą, do napływu kapitału spekulacyjnego, do chorobliwego wzrostu wartości złotego. To nie jest droga donikąd, to jest droga do destabilizacji. W stabilizowanie gospodarki musi się włączyć rząd, a jedynym właściwie narzędziem jego działania, nie zakłócającym logiki rynkowej i dającym rezultat widoczny oraz szybki, jest redukcja deficytu budżetowego. Chodzi o to, by złoty był stabilny, ale nie drogi, by inflacja spadała i by nie powiększał się, a raczej malał, deficyt na rachunku bieżącym. Dopiero przy osiągnięciu takiego układu parametrów makroekonomicznych i jego utrzymaniu można prowadzić skuteczną politykę trwałego zwiększania wzrostu gospodarczego i redukowania bezrobocia. Otóż takiego stanu bez aktywnej roli rządu nie można osiągnąć.
Jest jeszcze jedna sprawa, o której muszę powiedzieć. Zachowania sądów robią wrażenie, jakby się zmówiono, by podkopać III Rzeczpospolitą. Oto fakt świeży - Andrzej Lepper, największy pieniacz i chuligan polityczny mijającej dekady, wyjeżdża swobodnie do Moskwy, by "naprawiać stosunki gospodarcze z Rosją", ignorując fakt, że w tym czasie ma dwie rozprawy sądowe. Demoralizujący serial bezczelnego naigrawania się z prawa z jednej strony i osłupiającego braku instynktu obywatelskiego z drugiej, jaki od wielu lat na oczach narodu rozgrywa się między wymiarem sprawiedliwości a tym człowiekiem, budzi przerażenie. "Jak długo jeszcze Katylino nadużywał będziesz cierpliwości naszej...".
Tegoroczna kampania prezydencka stwarza dwie komplikacje. Pierwszą i naturalną jest wykorzystywanie dyskusji budżetowych do atakowania rządu i zdobywania popularności przez opozycję i jej kandydatów na prezydenta. Historia dziesięciolecia i teraźniejszość pokazują, że SLD oraz PSL, chcąc uwieść wyborców, bez zahamowań operują demagogią ekonomiczną, także wtedy, gdy jej skutki godzą w interes publiczny. Drugą przeszkodą, specyficzną dla tego roku, jest możliwość poważnych napięć w koalicji, wynikających z faktu, że równowaga finansów publicznych jest o wiele ważniejsza dla Unii Wolności niż dla AWS. Tę rozbieżność priorytetów wzmacnia fakt, że w tegorocznych wyborach prezydenckich AWS walczy o wygraną swego kandydata, a Unia Wolności ani nie popiera Mariana Krzaklewskiego, ani nie wystawia własnego kandydata. Unia, w ogóle nie przejawiająca skłonności do czynienia ryzykownych wyborczych koncesji ekonomicznych, nie ma w tym roku żadnego powodu, by się na takie koncesje godzić.
Dyskusje nad przyszłorocznym budżetem zapowiadają się też jako wyjątkowo trudne ze względu na sytuację socjalną i gospodarczą. Sytuację socjalną zaognia wzrost bezrobocia, bo na rynek wchodzą roczniki wyżu demograficznego i nasilają się restrukturyzacje przedsiębiorstw oraz branż, niemożliwe już do odkładania, jak to było w latach 1993-1997. Sytuację gospodarczą komplikuje szybko rosnący deficyt obrotów bieżących z zagranicą. W tym miejscu warto zauważyć, że jego najbardziej dramatyczne pogorszenie nastąpiło za rządów koalicji SLD-PSL. Dodatnie saldo tego wskaźnika w wysokości 4,6 proc. PKB w roku 1995 zamieniło się w 1,1 proc. deficytu w roku 1996. Wspominam o tym i o odkładanych za czasów tamtej koalicji restrukturyzacjach nie po to, aby przerzucać odpowiedzialność na poprzedników. Chcę tylko pokazać, że problemy nie powstały nagle, lecz narastały.
W ostatnich latach ciężar walki z czynnikami destabilizującymi spoczywał na banku centralnym, a głównym instrumentem były ruchy stopą procentową. Od wielu lat rząd nie robił nic, by gospodarkę schładzać, raczej ją rozgrzewał. Schładzała Rada Polityki Pieniężnej, podnosząc stopy procentowe. Otóż ta polityka się wyczerpuje. Wzrost stóp procentowych prowadzi do wzrostu zadłużenia firm krajowych za granicą, do napływu kapitału spekulacyjnego, do chorobliwego wzrostu wartości złotego. To nie jest droga donikąd, to jest droga do destabilizacji. W stabilizowanie gospodarki musi się włączyć rząd, a jedynym właściwie narzędziem jego działania, nie zakłócającym logiki rynkowej i dającym rezultat widoczny oraz szybki, jest redukcja deficytu budżetowego. Chodzi o to, by złoty był stabilny, ale nie drogi, by inflacja spadała i by nie powiększał się, a raczej malał, deficyt na rachunku bieżącym. Dopiero przy osiągnięciu takiego układu parametrów makroekonomicznych i jego utrzymaniu można prowadzić skuteczną politykę trwałego zwiększania wzrostu gospodarczego i redukowania bezrobocia. Otóż takiego stanu bez aktywnej roli rządu nie można osiągnąć.
Jest jeszcze jedna sprawa, o której muszę powiedzieć. Zachowania sądów robią wrażenie, jakby się zmówiono, by podkopać III Rzeczpospolitą. Oto fakt świeży - Andrzej Lepper, największy pieniacz i chuligan polityczny mijającej dekady, wyjeżdża swobodnie do Moskwy, by "naprawiać stosunki gospodarcze z Rosją", ignorując fakt, że w tym czasie ma dwie rozprawy sądowe. Demoralizujący serial bezczelnego naigrawania się z prawa z jednej strony i osłupiającego braku instynktu obywatelskiego z drugiej, jaki od wielu lat na oczach narodu rozgrywa się między wymiarem sprawiedliwości a tym człowiekiem, budzi przerażenie. "Jak długo jeszcze Katylino nadużywał będziesz cierpliwości naszej...".
Więcej możesz przeczytać w 22/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.