Jak donosiły media, Graś od 2003 roku był członkiem zarządu spółki Agemark należącej do Niemca Paula Roglera. Według "Rzeczpospolitej", z akt Krajowego Rejestru Sądowego spółki Agemark wynika, że Graś nie zrezygnował z zasiadania w zarządzie także jako minister nadzorujący specsłużby (pełnił to stanowisko do listopada 2007 roku do stycznia 2008 roku); odszedł z firmy dopiero w marcu 2009 r., gdy został rzecznikiem rządu. "Super Express" napisał, że Graś i jego żona, która nadal pracuje w spółce Agemark, za darmo mieszkają w willi należącej do niemieckiego biznesmena. PiS domaga się wyjaśnień od premiera i - gdyby wątpliwości ws. Grasia się potwierdziły - natychmiastowej jego dymisji.
Graś podkreślił w czwartek rano w Radiu ZET, że oba pojawiające się wobec niego zarzuty są nieprawdziwe.
Zaznaczył, że rezygnację z rady zarządu spółki złożył "we właściwym czasie", kiedy obejmował funkcję sekretarza stanu odpowiedzialnego za służby specjalne, a stosowne dokumenty znajdują się w kancelarii premiera.
Wyjaśnił też, że jego rodzina korzysta z trzypokojowego mieszkania w willi w siedzibie spółki na mocy umowy o świadczeniu wzajemnym. "Umowa o świadczeniu wzajemnym niepieniężnym została w polskim prawie przygotowana właśnie po to, że nie płaci się od niej podatków. Skoro jest taka forma, to z tej formy skorzystałem 13 lat temu, wtedy wydawało się, że na krótko i na prowizoryczny czas, ale prowizorki okazują się trwałe" - mówił.
Tymczasem ekspert ds. korupcji Antoni Kamiński ocenił "Rzeczpospolitej", że Graś świadcząc usługę opieki nad domem, osiągnął konkretny dochód materialny, który można wyliczyć i który powinien znaleźć się w oświadczeniu majątkowym ministra.
"W gruncie rzeczy umowa o świadczeniu wzajemnym, którą minister Graś podpisał, jest umową o pracę na stanowisku dozorcy, a wynagrodzeniem jest prawo do bezpłatnego mieszkania. Uważam, że urząd skarbowy powinien policzyć, ile kosztowałoby wynajęcie i utrzymanie takiego domu jak ten, w którym mieszka rodzina ministra, i naliczyć od tego podatek za 13 lat wstecz" - mówił A.Kamiński.
"Absolutnie się nie zgadzam z panem Kamińskim, świadczenie wzajemne niepieniężne właśnie polega na tym, że korzyści świadczone przez obie strony się wzajemnie znoszą" - powiedział Graś. "Ale jestem gotowy poddać się wszelkim możliwym kontrolom, rozmowom z urzędem skarbowym, z izbami skarbowymi, jestem tu całkowicie do dyspozycji, choć jestem przekonany, że racja jest po mojej stornie" - dodał.
Pytany o zarzut, że nadzorując służby specjalne "mieszkał u Niemca", Graś ocenił, że słysząc to "zapachniało mu latami 50-tymi". "Muszę poinformować pana ministra (Zbigniewa) Wassermanna - bo to w jego ustach głównie pojawia się ten zarzut i to z tyłu głowy domniemanie, że być może jestem niemieckim szpiegiem - więc muszę go rozczarować: nie jestem niemieckim szpiegiem" - powiedział Graś.
Pytany, czy porusza go to, że pod jego adresem padają określenia "cieć", "dozorca", czy "Anioł", odparł, że nie dotyka to jego, lecz jego rodzinę.
Graś był również gościem TVN24. Zaznaczył tam, że o tym, czy świadczenie wzajemne powinien wpisać do rejestru korzyści rozmawiał z minister w KPRM odpowiedzialną za sprawy walki z korupcją Julią Piterą. "Ona zaleca, żeby ten rejestr korzyści uzupełnić - chociaż skoro korzyści i świadczenia z obu stron wzajemnie się znoszą, to korzyści właściwie nie ma - ale jestem gotów oczywiście (...) rejestr korzyści uzupełnić" - powiedział.
Rzecznik rządu zaznaczył też, że kiedy ubiegał się o certyfikat dostępu do informacji niejawnych, a Zbigniew Wassermann był koordynatorem tych służb, poinformował ABW o wszystkich swoich kontaktach biznesowych, zagranicznych, "również o kontakcie z tym słynnym Niemcem".
Zapewnił także, że nie widzi powodów, aby podawać się do dymisji. "Widzę, że opozycja poczuła krew, wataha rzuciła się, ale będzie musiała jeszcze trochę biec, żeby mnie dopaść" - powiedział.
Graś był też pytany w Radiu ZET o opublikowany w czwartek w "Gazecie Wyborczej" sondaż dotyczący wyborów prezydenckich, z którego wynika, że Jolanta Kwaśniewska pokonuje w II turze Donalda Tuska (57 do 43 proc.).
Rzecznik rządu ocenił, że "tęsknota za kimś innym, za kimś nowym" pojawia się w Polsce naturalnie jakiś czas przed wyborami. Jednak - jego zdaniem - kiedy już do wyborów dochodzi, to osoby aktywne w polityce wygrywają z tymi spoza niej.
Graś był ponadto pytany o doniesienia czwartkowej "Rz", która podała, że wieloletni pracownik wywiadu PRL oraz szef UOP generał Gromosław Czempiński powiedział w rozmowie z Niezależną.pl, że był osobą, która dała początek PO. Jak stwierdził, Platforma powstała dzięki jego rozmowom z politykami i długim przekonywaniu ich, że teraz jest czas i miejsce na powstanie partii. Miał rozmawiać z wieloma z nich, również z trójką tych, których później nazwano ojcami założycielami - Andrzejem Olechowskim, Maciejem Płażyńskim, Donaldem Tuskiem.
"Pan premier nigdy z panem Czempińskim się nie spotkał i nie rozmawiał. Więc przynajmniej tutaj żadnego wpływu inspiracji nie było" - zapewnił Graś w Radiu ZET.
pap, keb