Jako powód generał podaje słowa ministra Klicha po czwartkowym spotkaniu z prezydentem Lechem Kaczyńskim w Sopocie. Szef MON oświadczył, że Skrzypczak rozmawiając z nim w środę "uznał swój błąd".
"Ministrowi powiedziałem wczoraj, że przyznaję się do błędu, ale tylko w sensie miejsca i czasu, okoliczności mojej wypowiedzi. A minister mówi, że przyznałem się do błędu. On rozegrał swoją kartę, politycy się dogadali. A jak ja miałbym spojrzeć żołnierzom w oczy? Ja zdania nie zmieniłem, to co powiedziałem jest prawdą. Jako żołnierz nie mam wyjścia, odchodzę, temat zamykam" - powiedział generał.
Ocenił jako "wielkie nadużycie" słowa Klicha. "Uważam, że z treści mojego wystąpienia nie wynika nic, co dotyka polityki" - dodał.
Klich: Cała Polska słyszała
Minister obrony zdecydowanie odpiera zarzuty generała: - Cała Polska słyszała, co powiedział generał Skrzypczak po rozmowie ze mną. Mówił, że uznał moje racje, że miejsce i czas jego wypowiedzi były niewłaściwe. Jak to określić inaczej niż uznanie swojego błędu? - pytał minister. Zapewnił, że decyzja generała była autonomiczna, a jego wybór "porządkuje sytuację w wojsku".
Prezydent: to jest decyzja pana generała
"Pan minister nie przyjechał do mnie ze spodziewanym wnioskiem o zmianę na stanowisku dowódcy Wojsk Lądowych, ja się bardzo z tego cieszę, bo nie zamierzałem dokonywać tej zmiany" - skomentował oświadczenie Skrzypczaka prezydent Lech Kaczyński.
Gągor: nic nie wiem o piśmie
Szef Sztabu Generalnego gen. Franciszek Gągor powiedział TVN24, że nie wie nic o piśmie gen. Skrzypczaka i nie chciał tego komentować. Poinformował, że - gdyby miała nastąpić dymisja - zgodnie z procedurą pismo dowódcy Wojsk Lądowych z prośbą o dymisję trafia do szefa Sztabu Generalnego WP, który je opiniuje, wysyła do MON, a minister przedstawia swoje stanowisko prezydentowi - zwierzchnikowi Sił Zbrojnych.
Gen. Skrzypczak oświadczył, że w czasie rozmów w BBN nie padła pod jego adresem żadna propozycja współpracy. "Nie było żadnej propozycji, ani rozmowy na ten temat" - zapewnił.
W poniedziałek Skrzypczak oddał się do dyspozycji prezydenta, motywując to utratą zaufania ze strony ministra obrony. Stało się to po tym, gdy w niedzielę na uroczystości powitania ciała poległego w Afganistanie żołnierza i w poniedziałkowym "Dzienniku" generał winą za niedostatek sprzętu potrzebnego na wojnie w Afganistanie obarczył ministerialną biurokrację. Szef MON Bogdan Klich ocenił to jako podważenie cywilnej kontroli nad armią.
ND, PAP