Otworzyć ludziom oczy
- Tego typu akcje służą temu, aby otworzyć ludziom oczy. Nie chodzi nam o to, aby w ogóle zrezygnować z zakładania psom łańcuchów, ale o to, by nie były one skazane na spędzenie całego swojego życia w niewoli, bo to jest znęcanie się nad zwierzętami – tłumaczył Tomasz Jastrzębowski, redaktor miesięcznika „Mój Pies". Wtórowała mu Dorota Jastrzębowska, redaktor naczelna pisma. – Są ludzie, którzy trzymają psy na łańcuchu bez przerwy przez kilkanaście lat – podkreślała i wyjaśniała, że życie takiego psa zmienia się w koszmar. Nie zdejmowana psu obroża wżyna się w szyję, uszkadzając kręgosłup psa i powodując groźne zakażenia, prowadzące czasem nawet do gangreny. Pozbawiony kontaktu z człowiekiem pies staje się agresywny. Nawet jeśli po latach zostanie wreszcie spuszczony z łańcucha nie jest w stanie się swobodnie poruszać. Nieoczekiwana wolność sprawia, że pies zaczyna biegać w kółko, albo wpada na różne przeszkody – ponieważ jest przyzwyczajony do tego, że zanim do nich dobiegnie swobodę jego ruchów ogranicza łańcuch. – Nie chcemy zrealizować utopijnego postulatu natychmiastowego uwolnienia wszystkich psów. Pies ma swoje określone miejsce w naszym życiu – i nie musi to być wcale miejsce w salonie czy na kanapie – podkreślała Jastrzębowska. – Jeśli jednak musimy trzymać psa na łańcuchu, musi być on odpowiednio długi, by zapewnić psu swobodę ruchu. Kilka razy musimy go z łańcucha spuszczać.Wirtualne łańcuchy
Czy jednak organizowanie akcji w Warszawie, gdzie ludzie raczej nie trzymają swoich czworonogów na łańcuchach ma sens? Problem dotyczy przecież przede wszystkim wsi. – To prawda, ale są różne łańcuchy – zwraca uwagę dziennikarka Dorota Warakomska, która zgodziła się na kilkanaście minut przykuć do psiej budy: – Moi sąsiedzi mają psa, który przez 5 lat nie opuszcza ogrodu ich posesji. Taki pies pozornie jest wolny, ale przecież tak naprawdę żyje na wirtualnym łańcuchu, ograniczony rozmiarami nieruchomości. A pies ma potrzebę odkrywania nowych zapachów, poznawania nowych miejsc – pozbawienie go tej możliwości jest równoznaczne z niewolą. Zdaniem Warakomskiej właśnie takie rzeczy trzeba ludziom uświadamiać. – Często wyrządzamy zło tylko dlatego, że nie wiemy że nasze postępowanie jest niewłaściwe.
Media ratunkiem dla zwierzątZ kolei wiceprzewodnicząca SLD Katarzyna Piekarska, która również założyła na szyje łańcuch zwraca uwagę na fakt, że dzięki nagłośnieniu sprawy przez media, akcja dotrze do ludzi w całej Polsce. – Dziś widzimy tu wielu dziennikarzy, a to właśnie media robią najwięcej dla zmiany sposobu myślenia Polaków o zwierzętach. Niestety często muszą zastępować w tej roli osoby powołane do dbania o los naszych „młodszych braci" czyli np. powiatowych lekarzy weterynarii. Tego samego zdania jest aktor Dariusz Jakubowski: – Czasem trzeba ludziom coś pokazać, aby dostrzegli problem. Jeśli zobaczą taką akcję w telewizji jest szansa, że zaczną o tym rozmawiać, choćby przy niedzielnym obiedzie.
- Wbrew pozorom nawet w Warszawie zdarzają się przypadki wiązania psów na łańcuchach. Ale akcja ma również uświadomić tym, którzy się nad tym problemem dotąd nie zastanawiali, jak wielką krzywdę wyrządza się zwierzętom. Kiedy takie osoby podczas wyjazdu na wieś zobaczą psa uwięzionego na łańcuchu być może nie przejdą obok niego obojętnie. Nie można bowiem ograniczać się tylko do dbania o własnego psa – tłumaczy Jastrzębowska. Redaktor naczelna pisma podkreśla, że organizowana raz w roku akcja to nie wszystko – na stronie „Mojego psa" znajdują się przygotowane dla nauczycieli konspekty lekcji poświęconych problemowi uwięzionych na łańcuchach psów. W tym roku redakcja zaapelowała również do księży, by poświęcili uwagę tej kwestii w czasie kazań w dniu św. Franciszka.
Więzienie lepsze niż łańcuchWszyscy, którzy zdecydowali się założyć łańcuch podkreślają, że poczucie jego ciężaru na szyi jest czymś strasznym. - To okropne uczucie. Człowiek czuje się totalnie zniewolony. Nawet osoba umieszczona w więzieniu ma więcej swobody, kiedy wreszcie zdejmie się łańcuch człowiek czuje niesamowitą ulgę – opisuje swoje wrażenia Warakomska. Takie same wrażenie są udziałem Katarzyny Piekarskiej i jej syna, Kacpra. – Nie można się ruszyć, zmienić pozycji, wygodnie usiąść, to jest straszne – mówi Piekarska, a jej kilkuletni syn podkreśla, że nie wyobraża sobie, aby mógł spędzić w takiej niewoli więcej niż kilkanaście minut.
Kropla drąży skałęPod wrażeniem akcji byli również obserwujący ją warszawiacy. – To bulwersujące, nie wyobrażam sobie jak można tak postępować ze zwierzętami. Myślę, że każdy kto zobaczy znane z telewizji gwiazdy przykute do bud zastanowi się nad losem psów – mówi pani Wioletta, która jest właścicielką 2-letniego Dropsa. Sama bała się przykuć do budy, ale namawiała do tego swoje córki. – Może ludzie widząc coś takiego wreszcie coś zrozumieją. Pies to najlepszy przyjaciel człowieka, członek rodziny, powinien być szanowany – twierdzi z kolei pan Marian ukrywający pod puchową kurtką drżącego z zimna półrocznego ratlerka.
Czy akcja przynosi rezultaty? – Trudno to jakoś wymiernie zmierzyć, ale otrzymujemy sygnały od naszych internautów z całej Polski, że w ich miejscowościach są psy, których los się poprawił. Większym zainteresowaniem zaczynają się też cieszyć organizowane w szkołach lekcje na temat tego problemu – tłumaczy Tomasz Jastrzębowski. Najważniejsze dla organizatorów akcji jest to, aby oduczyć ludzi obojętności na los zwierząt. Wspomniany wcześniej pan Marian opowiada jak interweniował u swojego znajomego trzymającego psa na łańcuchu: – Wytłumaczyłem mu, że robi krzywdę zwierzęciu i że jeśli czegoś nie zmieni, to zawiadomię odpowiednie służby. Kiedy odwiedziłem go kolejny raz pies miał już swój ciepły i suchy boks, w którym mógł swobodnie się poruszać. Jeśli akcja „Zerwijmy łańcuchy" sprawi, że choć część jej obserwatorów, kiedy znajdzie się w takiej sytuacji zachowa się podobnie, los psów w całej Polsce stanie się trochę lepszy. – Kropla drąży skałę – podsumowuję inicjatywę Dariusz Jakubowski.
Artur Bartkiewicz