Rząd Tuska chce przekonać przywódców Wspólnoty do okrojenia kompetencji nowych instytucji europejskich powołanych do życia traktatem lizbońskim - dowiedział się "Dziennik Gazeta Prawna".
Traktat wprowadzi poważne zmiany instytucjonalne: powoła stałego przewodniczącego Rady Europejskiej - określanego potocznie prezydentem Europy, a także wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej.
Jak dowiedział się "DGP", polski rząd przygotował w tej sprawie oficjalne stanowisko, które roześle w tym tygodniu do stolic państw UE. Zamiast prezydenta Europy Polska widzi raczej w Brukseli kogoś na kształt szefa sekretariatu unijnych urzędów, odpowiedzialnego za bieżącą administrację i przygotowywanie szczytów Unii, a nie za podejmowanie strategicznych decyzji. "Przewodniczący Rady UE nie będzie wydawać poleceń polskiemu ministrowi finansów czy spraw wewnętrznych" - mówi gazecie minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz.
Polskie stanowisko podzielają Holendrzy, Belgowie i Luksemburczycy - czytamy w publikacji "Dziennika Gazety Prawnej".