"Nie było żadnego katarskiego inwestora i rząd o tym wiedział"

"Nie było żadnego katarskiego inwestora i rząd o tym wiedział"

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Sprawa stoczni została cynicznie wykorzystana do propagandy. Nie było żadnego katarskiego inwestora i rząd o tym wiedział - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Mariusz Kamiński, były szef CBA. - Jedynym, który realnie występował w tej sprawie był el Assir - międzynarodowy handlarz bronią – podkreśla Kamiński. Robiono wszystko, by tajemniczy "inwestor katarski" zapłacił jak najmniej.
Kamiński przekonuje na łamach "Rz", że przetarg na majątek obu stoczni został przeprowadzony z naruszeniem zasad niedyskryminacji i równego traktowania oferentów.  I podkreśla, że były inne podmioty realnie zainteresowane kupnem stoczni. - Już w drugiej połowie maja rząd polski miał pełną informację, że żaden "inwestor katarski" nie istnieje - twierdzi Kamiński. Inwestor katarski mógł dużo ugrać. - Wpłacił on wadium z prywatnego konta, gdyż liczył na odzyskanie rzekomych należności od państwowej firmy zbrojeniowej Bumar. Negocjacje z Bumarem w tej sprawie prowadziła ta sama osoba – Andrew Haynes – która, oprócz el Assira, reprezentowała podmiot z raju podatkowego – Antyli. Wygrał on przetarg na majątek stoczni. Gdyby nie twarda postawa władz Bumaru, mogłoby dojść do sytuacji, w której to państwo polskie – Bumar - sfinansowałoby wadium dla el Assira – podmiotu z Antyli Holenderskich – mówi Kamiński.

Tłumaczy on również, na czym dokładnie polegały nieprawidłowości. - Dotyczą  np. sprawy nieegzekwowania gwarancji bankowych, które przedstawił antylski „inwestor", dlaczego ABW wydało pozytywną opinię o inwestorze-widmie, jaki był rzeczywisty charakter kontaktów urzędników państwowych z el Assirem. Zastanawiające jest, że urzędnik ARP w trakcie przetargu przekazywał telefonicznie informacje o przebiegu przetargu jednemu z oferentów – rzekomemu "poważnemu" inwestorowi, który nie miał nawet dostępu do szybkiego łącza internetowego – mówi Kamiński.

Polscy inwestorzy byli zniechęcani

Kamiński mówi wprost, że polski rząd naruszył zasady niedyskryminacji i równego traktowania oferentów.  - Podmioty polskie, które były zainteresowane nabyciem majątku stoczni, były przez urzędników Agencji Rozwoju Przemysłu zniechęcane, wywierano na nie naciski, aby odstąpiły od przetargu. Wszystko po to, by tajemniczy „inwestor katarski" zapłacił jak najmniej. W mojej ocenie nie było żadnego realnego „inwestora katarskiego". Opinia publiczna przed wyborami do europarlamentu – 6 czerwca 2009 r. – została wprowadzona w błąd, ponieważ już w drugiej połowie maja rząd polski miał pełną informację, że żaden "inwestor katarski" nie istnieje – stwierdza były szef CBA.
Według niego, negocjacje były fikcją wykorzystywaną w kampanii PO do europarlamentu. Były szef CBA podtrzymał opinię, że przy organizacji przetargu na składniki majątkowe Stoczni Gdynia i Stoczni Szczecińskiej zostało ewidentnie złamane prawo. Doszło do naruszenia zasad niedyskryminacji i równego traktowania oferentów.
Według byłego szefa CBA, urzędnicy ARP mieli świadomość, że nawet jeśli dojdzie do skutecznej transakcji, statki i tak w stoczniach nie będą budowane. - Cała sprawa stoczni została cynicznie wykorzystana do propagandy wyborczej przed eurowyborami. Porażający jest cynizm decydentów politycznych w tej sprawie. Zakpiono z ludzi, ich naturalnych nadziei na pracę i chleb. Liczył się tylko doraźny interes przedwyborczy. Propaganda sukcesu przysłoniła interes państwa i jego obywateli – stwierdza były szef CBA.

Zła sława „rzygającego" i uwodzącego kobiety agenta


Kamiński nawiązał też do postaci "agenta Tomka", o którym zrobiło się ostatnio bardzo głośno w mediach. W poniedziałek wieczorem na antenie TVN Weronika  Marczuk – Pazura,  zatrzymana we wrześniu przez CBA opowiadała, jak ów agent chciał ją uwieść oraz jak kręcił się wokół niej przez 1,5 roku. - Dajcie mi człowieka, a znajdę paragraf – tak zachowanie agenta Tomka określiła Marczuk – Pazura. Zaznaczyła, że nie dała się uwieść drogimi samochodami, jednak „była zbyt naiwna" i dała się oszukać. Inna osoba, która miała okazję poznać osobiście agenta Tomka, określiła go jako imprezującego „rzygającego agenta". - Wydawał dużo, nigdy nie przejmował się pieniędzmi – powiedział w tym samym programie mężczyzna, którego agent Tomek chciał wykorzystać, rozpracowując Jolantę i Aleksandra Kwaśniewskich. Mężczyzna potwierdził też wcześniejsze informacje prasowe, że agent zakupił dom w Kazimierzu, sądząc, że jego cichym właścicielem są Kwaśniewscy. Jednak Mariusz Kamiński uważa, że wokół tego agenta CBA pojawia się mnóstwo pomówień i insynuacji. - W rzeczywistości mamy do czynienia z niezwykle doświadczonym funkcjonariuszem państwa polskiego od lat realizującym wymagające najwyższego profesjonalizmu i zaangażowania operacje specjalne - zaznacza rozmówca "Rz", ujawniając, iż z udziałem funkcjonariuszy służb innych państw, dotyczyły one handlu narkotykami i przemytu. - Z tego człowieka robi się dzisiaj bawidamka i lowelasa. To ocena skrajnie niesprawiedliwa - dodaje.

"Rzeczpospolita", dar