"Tomasz Adamek zrezygnował z pasa mistrza świata IBF kategorii junior ciężkiej dla czegoś, co pozostaje w sferze jego marzeń (Adamek chce na stałe rywalizować w kat. ciężkiej - PAP). Z kolei Andrzej Gołota nie ma nic do stracenia, bo ze względu na różne kontuzje i wiek o największe laury już nie będzie się bił" - uważa 52-letni Skrzecz (świetnym bokserem był też jego brat Grzegorz), obecnie trenujący zawodowych pięściarzy w warszawskiej grupie Bullit KnockOut Promotions.
"Do tej walki nie powinno w ogóle dojść. Czy flesze są im koniecznie potrzebne? Ale to oni sami decydują o swoich karierach. Gdybym miał się pokusić o wytypowanie wyniku, postawiłbym po 50 procent szans dla każdego. Znacznie młodszy Tomek jest na fali, to bardzo dynamiczny i szybki zawodnik, lecz z drugiej strony w ostatnich pojedynkach przyjął wiele ciężkich ciosów od słabych przeciwników. Można sobie wyobrazić co będzie, jeśli raz go tak trafi Gołota. Będzie po walce.
- Nie chce mi się jednak wierzyć, iż Andrzeja stać jeszcze na przygotowanie się na sto procent - pod względem fizycznym i mentalnym. Byłoby świetnie gdyby jednak wreszcie doszło do fajnej walki z udziałem Gołoty, bowiem ostatnie przyniosły tylko rozczarowania" - podkreślił wicemistrz świata z 1982 roku.
Kiedy w połowie lat 80. Paweł Skrzecz, były bokser Gwardii Warszawa, kończył sportową przygodę, pierwsze poważne kroki na międzynarodowej arenie stawiał Andrzej Gołota, zawodnik stołecznej Legii. "Raz, może dwukrotnie sparowaliśmy ze sobą w hali Gwardii. To było właśnie za czasów, kiedy Andrzej zdobywał mistrzostwo Europy i wicemistrzostwo świata juniorów" - dodał Skrzecz.
pap, keb