Rutkowski:Olewnik zginął, bo myślał, że mu wszystko wolno

Rutkowski:Olewnik zginął, bo myślał, że mu wszystko wolno

Dodano:   /  Zmieniono: 
Znany detektyw Krzysztof Rutkowski zeznał przed sejmową komisją śledczą, że Krzysztof Olewnik został porwany "ponieważ myślał, że wszystko mu wolno" i - jak twierdzi - naraził się policji. Detektyw zaprzeczył też, jakoby wyłudzał od rodziny Olewników pieniądze. Zapewnił, że nie przyjął od ojca Krzysztofa, Włodzimierza Olewnika miliona złotych. - Przyjąłem jedynie ok. 20 tys. zł, co potwierdza faktura - zapewnił Rutkowski. Zasugerował, że pieniądze mógł wyłudzić od rodziny informator agencji Andrzej K., z którym współpracował ws. wyjaśniania innych porwań i kradzieży samochodów.
Chodzi o usługi jego detektywów, które w pewnym momencie zastąpiły działania policji. Np. założony w domu Olewników podsłuch i rejestrator ich aparatów telefonicznych okazał się tak złej jakości, że nie spełniał wymogów dowodu procesowego. Posłowie z komisji mówią, że agencja Rutkowskiego wręcz "zdominowała" policyjne śledztwo. Pozycji agencji Rutkowskiego w całej sprawie dziwili się też zeznający przed komisją policjanci i prokuratorzy. Do pracy detektywa zgłaszano już niejednokrotnie wiele zastrzeżeń. Włodzimierz Olwewnik powiedział wprost, że detektyw "oszukał go na milion złotych". Rutkowski zaprzecza takiej wersji. Już wcześniej odpowiadał, że o wyłudzeniu pieniędzy od Olewników - którego miał się dopuścić ktoś ze świata przestępczego podający się za informatora jego agencji - dowiedział się po roku od zdarzenia. Zapewniał, że gdyby Olewnik zwrócił się do niego w tej sprawie, nie doszłoby do tej sytuacji. Sama rodzina, jego zdaniem, "wykonywała złe ruchy i złe decyzje".

"Rutkowski to typowy oszust"

Włodzimierz Olewnik po przesłuchaniu Rutkowskiego nie ma już wątpliwości, że detektyw nie przypadkowo trafił do jego domu w momencie, kiedy trwały intensywne poszukiwania jego syna.  - Teraz wiem, że biuro Rutkowskiego było w naszej sprawie nie przez przypadek. To było po to, by pomawiał rodzinę, popsuł nasz wizerunek, przekonał opinię publiczną, że Krzysztof to człowiek z marginesu i że doszło do samouprowadzenia - uważa ojciec uprowadzonego Krzysztofa.

Ojciec Krzysztofa jest poruszony słowami, jakie padły w czwartek podczas przesłuchania przed komisja śledczą. - Mocno mnie to oburza – powiedział po przesłuchaniu Rutkowskiego ojciec Krzysztofa Olewnika Włodzimierz. Podkreślił też, że zeznania detektywa przekonały go, że Rutkowski pojawił się w sprawie celowo. - W jednym z telefonów od porywaczy było powiedziane: "weźcie Rutkowskiego, to dobry człowiek" - powiedział. W ten sposób porywacze chcieli doprowadzić do zdyskredytowania Krzysztofa – uważa Włodzimierz Olewnik.
Pytany, czy w jego opinii Rutkowski mógł współpracować z porywaczami, odpowiada: „Rutkowski to typowy oszust

Rutkowski: chcę wszystko wyjaśnić

- Cieszę się, że mogę przed komisją wyjaśnić nieoficjalne zarzuty, jakie mi się stawia - bo żadna policja ani prokuratura nie postawiła mi zarzutów w tej sprawie (...), gdybym wziął choć złotówkę poza fakturą, pewnie dziś bym siedział - oświadczył na początku przesłuchania Rutkowski. Według detektywa, to Andrzej K. próbował - powołując się na swoje związki z biurem detektywistycznym - dotrzeć do rodziny Olewników jesienią 2001 r., tuż po porwaniu Krzysztofa Olewnika. On sam - jak zeznał - z Włodzimierzem Olewnikiem zetknął się około półtora roku po uprowadzeniu, a wcześniej kontaktowała się z nim córka Olewnika.

TVN nie chciało dokumentować pracy Rutkowskiego

Rutkowski przedstawił się komisji jako detektyw i "producent serialu TVN". Zeznając powiedział, że telewizja odmówiła udziału w dokumentowaniu działalności biura w sprawie Olewnika. Zasugerował, że powodem była zbyt duża liczba porwań, o których mówiono w programie telewizyjnym Rutkowskiego. "Gdyby telewizja nie odmówiła, może dziś komisja nie miałaby czego wyjaśniać. Gdy telewizja była obecna przy czynnościach policji, to funkcjonariusze bardziej by się spinali" - powiedział.

PAP, TVN24, dar