Z chwilą złożenia podpisu przez prezydenta Czech pod Traktatem Lizbońskim zniknęła ostatnia duża przeszkoda na drodze Unii Europejskiej do stania się główną siłą na arenie międzynarodowej, porównywalną ze Stanami Zjednoczonymi i Chinami, czytamy w środowym wydaniu „New York Timesa”.
Biegiem przez płotki nazywa gazeta drogę ku ratyfikacji Traktatu z Lizbony. „Ten ośmioletni okres zajadłych dyskusji rozpoczął się w grudniu 2001 roku, kiedy przywódcy Unii Europejskiej zadecydowali o stworzeniu konstytucji, która prowadziłaby do rozszerzenia organizacji". Przyjęcie 12 nowych krajów wymagało nowych struktur, które umożliwiłyby sprawniejsze funkcjonowanie UE. Wówczas podniosły się głosy o tym, że pomysły mogą zagrozić suwerenności państw Wspólnoty, tworząc na ich miejsce instytucję superpaństwa.
Dziennik przypomina o porażkach poniesionych podczas referendów konstytucyjnych we Francji i Holandii w 2005 roku.
Kolejnymi przeszkodami okazały się stanowiska: Irlandczyków, którzy dopiero w powtórzonej turze wyborów i ustępstwach ratyfikowali Traktat, oraz Vaclava Klausa. Ten drugi zadziwił wszystkich swoją decyzją. „Klaus wcześniej ostrzegał przed tym, że Traktat może podkopać narodowe interesy Czechów i odrzucał podpisanie dokumentu, chociaż poparcie dla jego sygnowania wyrażały obie izby czeskiego parlamentu" – przypomina amerykański dziennik.
Kiedy Sąd Konstytucyjny ogłosił, że Traktat nie zagraża suwerenności Republiki Czeskiej, prezydent ratyfikował dokument reformujący UE. NYT podaje 1 grudnia, jako datę początku wprowadzania w życie dokumentu.
„Traktat ma na celu zwiększenie roli Unii Europejskiej na arenie międzynarodowej przez utworzenie stanowiska prezydenta, który będzie sprawował kadencję przez dwa i pół roku oraz ministra spraw zagranicznych, posiadającego silną pozycję i reprezentującego UE na świcie" – przypomina gazeta. W myśl nowych zmian, pojedyncze państwo nie będzie mogło zablokować prac UE. Wzrośnie również znaczenie Parlamentu Europejskiego.
agn
Dziennik przypomina o porażkach poniesionych podczas referendów konstytucyjnych we Francji i Holandii w 2005 roku.
Kolejnymi przeszkodami okazały się stanowiska: Irlandczyków, którzy dopiero w powtórzonej turze wyborów i ustępstwach ratyfikowali Traktat, oraz Vaclava Klausa. Ten drugi zadziwił wszystkich swoją decyzją. „Klaus wcześniej ostrzegał przed tym, że Traktat może podkopać narodowe interesy Czechów i odrzucał podpisanie dokumentu, chociaż poparcie dla jego sygnowania wyrażały obie izby czeskiego parlamentu" – przypomina amerykański dziennik.
Kiedy Sąd Konstytucyjny ogłosił, że Traktat nie zagraża suwerenności Republiki Czeskiej, prezydent ratyfikował dokument reformujący UE. NYT podaje 1 grudnia, jako datę początku wprowadzania w życie dokumentu.
„Traktat ma na celu zwiększenie roli Unii Europejskiej na arenie międzynarodowej przez utworzenie stanowiska prezydenta, który będzie sprawował kadencję przez dwa i pół roku oraz ministra spraw zagranicznych, posiadającego silną pozycję i reprezentującego UE na świcie" – przypomina gazeta. W myśl nowych zmian, pojedyncze państwo nie będzie mogło zablokować prac UE. Wzrośnie również znaczenie Parlamentu Europejskiego.
agn