20 lat po upadku Muru Berlińskiego

20 lat po upadku Muru Berlińskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
W nocy z 12 na 13 sierpnia 1961 roku armia robotników budowlanych i żołnierzy przecięła linie telefoniczne, zniszczyła ulice i wszystkie inne połączenia pomiędzy wschodnim a zachodnim Berlinem. Z dnia na dzień betonowe punkty kontrolne i drut kolczasty oddzieliły od siebie członków rodzin, kochanków, przyjaciół i kolegów z pracy. Bariera pomiędzy Wschodem a Zachodem stała się czymś materialnym
Dlaczego właściwie władze Niemieckiej Republiki Demokratycznej (NRD) zdecydowały się na tak drastyczny krok? Powodem był Berlin Zachodni, przez którego terytorium w ciągu kilkunastu lat przeciekło na Zachód 2,5 miliona mieszkańców wschodnich Niemiec. NRD nie potrafiło zapewnić swoim mieszkańcom takiego komfortu życia jak jego zachodni odpowiednik. Marionetkowemu państwu groziło wyludnienie i postępująca zapaść gospodarcza.

Mur Berliński nie tylko dzielił miasto na dwie połowy, ale także otaczał całą zachodnią część dzisiejszej stolicy Niemiec. Jego łączny obwód sięgał 160 kilometrów. W czasie swojej niemal 30-letniej historii konstrukcja ewoluowała. Drut kolczasty z punktami kontrolnymi zastąpiła ostatecznie skomplikowana, niemal niemożliwa do przekroczenia, najeżona bronią konstrukcja. O jego upadku nie przesądziły jednak kwestie techniczne, mimo że jeszcze w styczniu 1989 roku Erich Honecker prorokował, że mur postoi przynajmniej sto lat.


"MUR BERLIŃSKI BYŁ SEKSOWNY"

Zaczęło się na Węgrzech


Wrzenie jakie ogarnęło Europę Wschodnią w czerwcu 1989 roku, po rozpisaniu w Polsce wolnych wyborów sprawiło, że "ludowe demokracje" zaczęły sypać się jak domek z kart. Późną wiosną i latem 1989 roku na drogę niezależności powoli wstępowały Węgry, które zlikwidowały druty kolczaste na granicy z Austrią i pozwoliły na swobodne podróże na Zachód. Żelazna Kurtyna pękła, a z węgierskiej furtki zaczęli korzystać mieszkańcy całej Europy Wschodniej.
Najbardziej zainteresowani ucieczką do Austrii okazali się mieszkańcy Niemieckiej Republiki Demokratycznej (NRD). Turyści pozornie zaciekawieni węgierskimi zabytkami i kurortami nad Balatonem, z dnia na dzień zaczęli znikać. Węgrzy, którzy nie chcieli zaogniać stosunków z państwami Układu Warszawskiego, zaczęli zawracać kolejnych "turystów" z granicy. Ci jednak - wielu poświęciło wszystko dla tej podróży - w rozpaczy udali się do ambasady RFN w Budapeszcie i odmówili powrotu.

Władze NRD zareagowały z właściwą sobie subtelnością: zakazały podróży na Węgry. Oczywiście ci, którzy znajdowali się już w tym kraju, mieli prawo do powrotu, oficjalnie bez żadnych konsekwencji. Później, z podobnych powodów NRD zamknęło granice z Czechosłowacją.  Turystom znajdującymi się poza granicami państwa miłosiernie zezwolono na ucieczkę na Zachód, pod warunkiem, że... przejadą po drodze przez terytorium Niemiec Wschodnich. Intencje władz były tu aż nadto czytelne. Traktowany w tak bezczelny sposób naród nie wytrzymał i wyszedł na ulice.

WSPOMNIENIA UCIEKINIERÓW Z BERLINA 

Poniedziałkowe demonstracje


4 września 1989 roku W Lipsku odbyła się antyrządowa, wspierana przez kościół luterański demonstracja. Wieści o niej ogarnęły cały kraj i bardzo szybko poniedziałkowe zebrania na miejskich placach stały się w NRD czymś powszechnym. Niespotykane od lat niezadowolenie skłoniło komunistów do zmian. 18 października stanowiska pozbawiony został wieloletni (1971-1989) sekretarz partii, sławny z pocałunku z Breżniewem Erich Honecker, jego miejsce zajął Egon Krenz. Nowy przywódca skrytykował działania poprzednika, otworzył granice z Czechosłowacją. Sprawy zaszły już jednak za daleko, na ulice wychodziło coraz więcej Niemców, przez Czechosłowację płynęła coraz szersza rzeka uciekinierów, a obok haseł "Chcemy stąd wyjść", pojawiło się "Zostajemy" - co było jeszcze groźniejsze, bo oznaczało chęć przeprowadzenia rewolucji na.

Upadek muru

Władze postanowiły pójść obywatelom na rękę i skanalizować ich niezadowolenie. Z dzisiejszego punktu widzenia wygląda jednak na to, że na wszelkie działania podtrzymujące NRD było już za późno. Kiedy 9 listopada 1989 roku zezwolono uchodzącym z kraju na korzystanie z przejść granicznych, w samej stolicy do muru rzuciły się dziesiątki tysięcy wschodnich berlińczyków. Nikt nie dbał o to, że nowe prawo miało oficjalnie wejść w życie dopiero kilka dni później.

POMYŁKA PRZYSPIESZYŁA UPADEK

Tłumy zaskoczyły władze NRD w podobnym stopniu, jak wyniki czerwcowych wyborów w Polsce zaskoczyły PZPR. Posterunki wojskowe w Murze Berlińskim zostały dosłownie zalane ludźmi, a zaskoczeni strażnicy ani ich przełożeni nie odważyli się otworzyć ognia. Po raz pierwszy tej nocy można było przekroczyć mur i to bez okazywania jakichkolwiek dokumentów. Szturm na bramy szybko zmienił się w swoisty happening, szczególnie, że mieszkańcy zachodniej strony miasta wyszli rodakom na spotkanie.


Niemal natychmiast do muru dobrali się łowcy pamiątek. Przezwani szybko "dzięciołami" zabrali się do rozbijania muru i zabierania jego fragmentów w charakterze pamiątek. Na murze powstawały niezliczone graffiti. Ten nocy wolny przepływ ludzi ze Wschodniego do Zachodniego Berlina stał się faktem.

Ostatnie podrygi

Noc 9 listopada odmieniła wszystko. Straż graniczna NRD próbowała wprawdzie naprawiać uszkodzony w wielu miejscach mur, a w celu skanalizowania entuzjazmu wybito w nim dziesięć dodatkowych przejść granicznych, ale wszelkie poczynania czyniono z coraz mniejszym zapałem. Strażnicy coraz częściej ignorowali ludzi usiłujących oderwać kawałek muru lub w sposób nielegalny przedostać się na drugą stronę. Dni Wschodnich Niemiec, tak jak pozostałych "demoludów" były już jednak policzone. 1 lipca 1990 roku, niecałe 8 miesięcy po upadku muru, dzięciołom przyszły w sukurs wojska NRD i Bundeswehra, które zaczęły rozbierać konstrukcję za pomocą ciężkiego sprzętu. Na pierwsza rocznicę upadku nie pozostało już po nim żadnych śladów za wyjątkiem kilku upamiętniających historię, wąskich fragmentów.

OBCHODY 20 ROCZNICY OBALENIA MURU BERLIŃSKIEGO