W Rosji rozpoczęła się gorąca dyskusja – zwolennicy najwyższego wymiaru kary powołują się na „wolę narodu". Według najnowszych badań opinii publicznej za karą śmierci opowiada się 56% Rosjan, przeciw jest jedna czwarta. Publicyści nie mają wątpliwości, że w przypadku wprowadzenia referendum w tej sprawie, zwyciężyłaby opcja na „tak”. Eksperci od spraw międzynarodowych, ostrzegają, że taka decyzja mogłaby Rosję słono kosztować. Obrońcy praw człowieka wzywają do całkowitego zniesienia kary śmierci, argumentując, że nie ma ona wpływu na poziom przestępczości.
Rosyjscy decydenci chowają głowę w piasek – uchylają się od ratyfikacji „szóstego protokołu", jednak nie zamierzają też znosić moratorium. Przeciwnikiem powrotu kary śmierci jest prezydent, Dmitrij Miedwiediew. Wszystko wskazuje więc na to, że kara śmierci pozostanie w zawieszeniu. W ten sposób Kreml uniknie niepopularnej ze wszystkich stron decyzji. I wilk będzie syty, i owca cała.Tymczasem Białoruś, jedyne w Europie państwo gdzie wykonuje się karę śmierci, nie spieszy się z jej uchyleniem, choć jest to warunkiem powrotu państwa Łukaszenki do Rady Europy. Na Białorusi egzekucje objęte są ścisłą tajemnicą. Rodzina skazanego nie zna daty wykonania wyroku. Nigdy też nie odzyska ciała. Razem z przestępcą karze się jego najbliższych. Białoruskie władze zasłaniają się w tej sprawie wolą narodu. W 1996 r. w referendum, według oficjalnych wyników, większość społeczeństwa opowiedziało się za utrzymaniem egzekucji. Przedstawicielstwo Rady Europy na Białorusi rozpoczęło medialną kampanię za zniesieniem kary śmierci. Jednak jej skuteczność zależy tylko od jednego człowieka. To Aleksander Łukaszenka, a nie społeczeństwo będzie miał w tej sprawie decydujący głos.
Najprościej było w czasach stalinowskich. Wtedy kara śmierci, kryła się pod eufemistycznym sformułowaniem „dziesięć lat bez prawa do korespondencji". Dmitrij Miedwiediew zaprezentował się ostatnio jako skrajny przeciwnik stalinizmu. Miejmy nadzieję, że kara śmierci do Rosji nie wróci. Przynajmniej za jego kadencji.