Opublikowany właśnie sondaż, z którego wynika, że obecny rząd kojarzy nam się z aferami, pokazuje dokładnie, jak niestabilni w poglądach politycznych są Polacy.
W zeszłym tygodniu, na antenie Superstacji, przyszło mi komentować sondaż, który wykazał, że poparcie dla PO oscyluje w granicach 45-50 proc, a dla PiS poniżej 30 procent. Dwa tygodnie temu opublikowany został inny sondaż. Wynikało z niego, że poparcie dla PO spadło poniżej 40 proc., a dla PiS nieznacznie przekroczyło 30 proc. Teraz ze zdumieniem czytam, że PO kojarzy się już "większości Polaków" z aferami i skandalami w rządzie. I zdumiony jestem nie po raz pierwszy, bo pamiętam, jak niedawno czytałem sondaż poparcia dla kandydatów na prezydenta, w którym duża część deklarowała chęć oddania głosu na Andrzeja Olechowskiego, choć on sam nie zadeklarował jeszcze, że wystartuje. Czy to manipulacje przy sondażach? Nie sądzę. Raczej ogromne wahania wyborcze Polaków.
Wystarczy tydzień, aby wyniki sondaży uległy radykalnym zmianom. To z pewnością efekt wahań dużej grupy Polaków między poparciem dla PiS a PO, która zmienia zdanie pod wpływem bieżących wydarzeń. Ostatnie skandale i afery, rzecz jasna, nie mogły partii Tuska przysporzyć popularności. Niezdecydowani wyborcy chwilowo wyrażają więc poparcie dla PiS. Chwilowo, bo jeśli za tydzień Jarosław Kaczyński znów zacznie obrażać ludzi, a Przemysław Gosiewski zostanie bohaterem kolejnego skandalu (choćby takiego jak ten niedawny, gdy ośmieszył siebie i partię, popełniając skandaliczne błędy ortograficzne w oficjalnym piśmie) niezdecydowani wyborcy poczują znowu niechęć do PiS i znów przerzucą swe poparcie na PO. Do czasu, gdy wybuchnie kolejna afera w rządzie i Jarosław Kaczyński zacznie uzmysławiać, że jedynym ratunkiem jest PiS. I tak w kółko. Podobnie było zresztą, gdy na terenach wiejskich PSL rywalizował z Samoobroną. Początkowo Samoobronie udało się zdobyć duży elektorat, wytykają, skądinąd słusznie, błędy PSL-owi i to, że dba on o własne, partykularne interesy, a nie o dobro kraju i poprawę losu mieszkańców wsi. Wystarczyło jednak, że Samoobrona doszła do władzy, a jej politycy stali się bohaterami wielkich afer (praca za seks czy afera rolna) i wyborcy odwrócili się od Samoobrony w stronę PSL-u, a partia Leppera odeszła w polityczny niebyt.
Skrajnie różne wyniki sondażów dowodzą, że ogromna część wyborców kieruje się emocjami, a nie chłodną kalkulacją. I że wystarczy jeden nagłośniony skandal, by ludzie uważający się za stałych w poglądach politycznych, spontanicznie zmienili zdanie i zagłosowali na partię, do której dotąd deklarowali niechęć. Daje to partiom ogromne pole do nadużyć. Wystarczy bowiem wywołać sztuczny skandal czy aferę wyssaną z palca i można wpłynąć na wynik każdych wyborów. Niestety, nie świadczy to najlepiej o naszej dojrzałości politycznej.
Wystarczy tydzień, aby wyniki sondaży uległy radykalnym zmianom. To z pewnością efekt wahań dużej grupy Polaków między poparciem dla PiS a PO, która zmienia zdanie pod wpływem bieżących wydarzeń. Ostatnie skandale i afery, rzecz jasna, nie mogły partii Tuska przysporzyć popularności. Niezdecydowani wyborcy chwilowo wyrażają więc poparcie dla PiS. Chwilowo, bo jeśli za tydzień Jarosław Kaczyński znów zacznie obrażać ludzi, a Przemysław Gosiewski zostanie bohaterem kolejnego skandalu (choćby takiego jak ten niedawny, gdy ośmieszył siebie i partię, popełniając skandaliczne błędy ortograficzne w oficjalnym piśmie) niezdecydowani wyborcy poczują znowu niechęć do PiS i znów przerzucą swe poparcie na PO. Do czasu, gdy wybuchnie kolejna afera w rządzie i Jarosław Kaczyński zacznie uzmysławiać, że jedynym ratunkiem jest PiS. I tak w kółko. Podobnie było zresztą, gdy na terenach wiejskich PSL rywalizował z Samoobroną. Początkowo Samoobronie udało się zdobyć duży elektorat, wytykają, skądinąd słusznie, błędy PSL-owi i to, że dba on o własne, partykularne interesy, a nie o dobro kraju i poprawę losu mieszkańców wsi. Wystarczyło jednak, że Samoobrona doszła do władzy, a jej politycy stali się bohaterami wielkich afer (praca za seks czy afera rolna) i wyborcy odwrócili się od Samoobrony w stronę PSL-u, a partia Leppera odeszła w polityczny niebyt.
Skrajnie różne wyniki sondażów dowodzą, że ogromna część wyborców kieruje się emocjami, a nie chłodną kalkulacją. I że wystarczy jeden nagłośniony skandal, by ludzie uważający się za stałych w poglądach politycznych, spontanicznie zmienili zdanie i zagłosowali na partię, do której dotąd deklarowali niechęć. Daje to partiom ogromne pole do nadużyć. Wystarczy bowiem wywołać sztuczny skandal czy aferę wyssaną z palca i można wpłynąć na wynik każdych wyborów. Niestety, nie świadczy to najlepiej o naszej dojrzałości politycznej.