Europa kupczy stanowiskami
Komentator największej włoskiej gazety zauważa, że stanowiska te, przewidziane w Traktacie miały podnieść międzynarodowy prestiż Unii Europejskiej. Tymczasem, dodaje, wybrano "najmniejszy wspólny mianownik". Pisząc o nowym prezydencie jako "dobrym mediatorze i ekspercie od japońskiej poezji" i szefowej dyplomacji - o "nikłym doświadczeniu międzynarodowym" - dziennik pyta z niedowierzaniem: "To oni mają być nowymi przywódcami, nakreślonymi przez Traktat Lizboński?". Według publicysty przyczyną tych decyzji było porozumienie między Niemcami a Francją, zawarte dlatego, że oba te kraje nie chciały nikogo z Wielkiej Brytanii pośród komisarzy, odpowiedzialnych za sprawy gospodarczo-finansowe w przyszłej Komisji Europejskiej. Decyzje, jakie zapadły w Brukseli "Corriere della Sera" nazywa "kupczeniem". "W ten sposób Europa zrobiła wczoraj krok, a raczej dwa w kierunku tego, by nie mieć żadnego znaczenia" - konstatuje.
Rządzi Merkel
"W Brukseli wygrali Merkel i Sarkozy" - stwierdza "La Stampa". Wyraża przekonanie, że tak jak porażka włoskiego kandydata Massimo D'Alemy uważana jest za przejaw słabości Włoch w Unii, tak mianowanie "dwojga nieznanych" - Hermana Van Rompuya i Catherine Ashton - za przejaw osłabienia całej UE. Nowa Unia z Traktatem Lizboński "zaczyna źle" - podkreśla turyńska gazeta. I zauważa sarkastycznie: "Kiedy patrzy się na fotografie i życiorysy przyszłego prezydenta Rady i europejskiego ministra spraw zagranicznych nasuwa się pytania: Kiedy Hillary Clinton będzie musiała porozmawiać z Europą, zadzwoni do pani Ashton czy pani Merkel?".
D'Alema byłby lepszy
"La Repubblica" ogłasza: "Nieznani na czele Unii Europejskiej". Aby znaleźć porozumienie w sprawie nowych stanowisk "europejscy liderzy obrali samobójczą drogę najmniejszego wspólnego mianownika" - pisze. Szkoda, że Massimo D'Alema nie otrzymał nominacji, bo "niewątpliwie byłby ministrem spraw zagranicznych o większym autorytecie i przede wszystkim bardziej proeuropejskim niż baronessa Ashton" - ocenia rzymski dziennik. "Szkoda, bo jego kandydatura pokonała insynuacje tych, którzy nie chcieli go zaakceptować w dawnych państwach komunistycznych, w Izraelu, w Stanach Zjednoczonych" - zauważył komentator gazety odnosząc się do polemiki na temat komunistycznej przeszłości D'Alemy i krytyki, jaka go spotkała, gdy jako szef MSZ Włoch spacerował pod Bejrucie pod ramię z przedstawicielem Hezbollahu.
PAP, arb