Słaby prezydent
Politycy z otoczenia premiera twierdzą, że skłania się on ku propozycji zmian konstytucji, którą przedstawiło we wrześniu Konwersatorium Doświadczenie i Przyszłość. To grupa intelektualistów kontynuująca tradycje DiP działającego w latach 80. i tworzącego niezależne raporty o stanie państwa. Projekt powstał z inspiracji i przy współpracy trzech byłych prezesów Trybunału Konstytucyjnego. DiP proponuje wzmocnienie systemu parlamentarno-gabinetowego. Prezydent byłby najwyższym przedstawicielem RP i gwarantem ciągłości władzy państwowej. Władza wykonawcza należałaby jednak w całości do rządu. Weto prezydenta byłoby osłabione: do jego odrzucenia wystarczyłaby bezwzględna większość głosów w Sejmie. Prezydent nie miałby już możliwości posłania do Trybunału Konstytucyjnego przed podpisaniem ustawy ratyfikującej umowę międzynarodową. Ani odwlekać podpisania takiej ustawy przyjętej przez Sejm - jak to miało miejsce w sprawie traktatu lizbońskiego. Musiałby ją podpisać lub odmówić podpisu w ciągu 21 dni od uchwalenia przez parlamentarzystów.
Prezydent prezentowałby stanowisko w zakresie polityki zagranicznej "na wniosek lub za zgodą" premiera. Już nie prezydent, ale premier wskazywałby kandydata na szefa Sztabu Generalnego. Prezydent by go jedynie mianował. Zniknęłaby też Rada Bezpieczeństwa Narodowego. Nie wiadomo jednak, czy propozycje Tuska będą w pełni zbieżne z projektem DiP.
PiS - żadnych zmian
Zmiany w konstytucji w obecnym Sejmie nie są jednak możliwe bez głosów PiS. A posłowie PiS nie mają zamiaru pomagać Tuskowi. - Będą propozycje, będziemy się do nich odnosić. Ale dziś nie ma dobrej atmosfery do dyskusji konstytucyjnej. Zbliża się rok wyborów prezydenckich i zmiany tego typu są obciążone podejrzeniem, że chodzi o walkę polityczną, a nie dobrą zmianę prawa - mówi wiceprezes PiS Adam Lipiński.
"Gazeta Wyborcza", arb