Aż 73 lata czekała Gretel Bergmann na uznanie rekordu Niemiec w skoku wzwyż. W 1936 roku uzyskała 1,60 m, ale naziści nie chcieli zaakceptować i wpisać do tabel wyniku, bowiem zawodniczka miała żydowskie pochodzenie. W poniedziałek rekord uznała Niemiecka Federacja Lekkiej Atletyki. - Wiemy, że to żadne odszkodowanie, a jedynie symboliczny gest będący uszanowaniem dla pani Gretel Bergmann - powiedział honorowy prezydent DLV Theo Rous. 95-letnia Bergmann mieszka z 99-letnim mężem w Stanach Zjednoczonych od 1937 roku.
W 1934 roku Bergmann wyjechała do Wielkiej Brytanii, ale została ściągnięta z powrotem przez nazistów i przyjęta do reprezentacji, bowiem Stany Zjednoczone groziły bojkotem berlińskich igrzysk, jeśli Żydzi nie dostaną szansy startu.
Kiedy okazało się, że amerykańska ekipa narodowa wyruszyła w drogę do Europy, w Niemczech zrezygnowano z Bergmann. Oficjalna wersja głosiła, że jest kontuzjowana i bez formy, a tymczasem poprawiła rekord kraju (1,60). Nie miała szansy na olimpijskie złoto, bowiem w reprezentacji zastąpiła ją Dora Ratjen, która tak naprawdę miała na imię Horst i była mężczyzną. Horst zmuszany był do przebierania się za kobietę - dwa lata po zajęciu czwartego miejsca w Berlinie (triumfowała Żydówka z Węgier Ibolya Csak) został wcielony do Wermachtu.
O historii Gretel Bergmann opowiada niedawno powstały film "Berlin 1936". - Na zgrupowaniach wszystkich zastanawiało, dlaczego Dora nigdy nie rozbierała się w szatni. Sądziłyśmy, że jest nieśmiała - mówiła Bergmann w jednym z wywiadów.PAP, arb