Pozwólcie nam zapomnieć o Jaruzelskim

Pozwólcie nam zapomnieć o Jaruzelskim

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jest taka anegdota z czasów słusznie minionych. Relacja w telewizji radzieckiej z wizyty Stalina w jakimś kołchozie. Soso przechadza się wśród robotników, mierzy wszystkich groźnym spojrzeniem i nagle zauważa grupkę bawiących się dzieci. Podchodzi do nich, przez chwile mierzy je stalowym spojrzeniem, a potem gładzi jedną z dziewczynek po głowie i odchodzi. W tym momencie odzywa się głos spikera: „A przecież mógł zabić”.
Anegdota ta przypomina mi się zawsze ilekroć słyszę ile to dobra wyrządził Polsce gen. Wojciech Jaruzelski wprowadzając 13 grudnia 1981 roku stan wojenny. Gdyby nie decyzja tego „człowieka honoru" nieodpowiedzialni radykałowie z Solidarności doprowadziliby do zalania naszego kraju prze zastępy czerwonoarmistów, którzy ogniem i mieczem wybiliby nam z głów marzenia o niepodległości. Ale na szczęście mieliśmy generała, męża opatrznościowego, który poświęcił się wyprowadzając polskie czołgi na ulice i ratując realny socjalizm w Polsce. Mógł wpuścić wojska ZSRR, które zrobiłyby porządek w kraju, tak jak Stalin mógł zabić – a jednak tylko pogroził Polakom palcem. W dodatku zrobił to – jak twierdzą apologeci Jaruzelskiego – tylko po to, aby potem zdemontować PRL, bo przecież Okrągły Stół to tak naprawdę pomysł Jaruzelskiego i Kiszczaka. Po prostu wzór patrioty i demokraty.

Apologeci generała mają teraz jednak twardy orzech do zgryzienia. IPN opublikował wreszcie treść poszukiwanej od dawna notatki relacjonującej rozmowę gen. Jaruzelskiego z dowódcą wojsk Układu Warszawskiego gen. Wiktorem Kulikowem. Notatka ta niezbicie dowodzi, że Jaruzelski nie tylko nie kładł się Rejtanem przed wojskami ZSRR gotów własną piersią zatrzymać pancerne zagony czołgów T-72, ale wręcz błagał o pomoc w zdławieniu rebelii, bo „bez pomocy radzieckiej PZPR nie da sobie rady".

Nie mam złudzeń, że obrońcy dobrego imienia generała i tak znajdą sposób by zdeprecjonować tę notatkę. Powiedzą, że to fałszywka, że to była chytra gra generała, który prosił „wejdźcie", aby nie wchodzili, czy wręcz, że to zły sobowtór Jaruzelskiego podstawiony przez KGB negocjował z Kulikowem. Mniejsza o to – fanatycy zawsze się znajdą. Mam jednak nadzieję, że pozostali Polacy wreszcie zrozumieją, że stan wojenny był aktem agresji PZPR przeciwko Polakom. A Jaruzelski nie był mesjaszem narodowego wyzwolenia tylko komunistą – choćby ideowym – dla którego Polska była szczęśliwa, gdy była Polską sowiecką. W ubiegłym roku sondaże przeprowadzane w rocznicę stanu wojennego wskazywały, że ponad 50 procent Polaków uważa stan wojenny za „mniejsze zło". A ja nie chciałbym, aby moje wnuki uczyły się, że komunizm w Polsce obalił Wałęsa do spółki z Jaruzelskim.

W całej tej sprawie nie chodzi o to, żeby stygmatyzować Jaruzelskiego. Nie chodzi też o to, żeby go potępiać. Był politykiem o określonych poglądach. Politykiem kiepskim – nie dość, że nie wybłagał korzystnej dla jego partii interwencji ZSRR, to jeszcze potem zaniechał reform gospodarczych, chociaż paradoksalnie większa liberalizacja w dziedzinie gospodarki mogłaby przedłużyć agonię PRL-u – a Jaruzelski chciał, wbrew temu co sądzą jego żarliwi obrońcy – tego ustroju bronić. Jako polityk wybrał określoną drogę rozwoju Polski, która jego zdaniem była optymalna. Mylił się – ale tak to już jest w polityce. Chodzi jednak o to, aby jego błędów i krwi jaką ma na rękach (skoro dziś rząd odpowiedzialny jest nawet za gradobicie, to tym bardziej władca absolutny – jakim był Jaruzelski – odpowiedzialny jest choćby za masakrę w Wujku) nie nazywać bohaterstwem. Nie włączać Jaruzelskiego do panteonu narodowych świętych. Bo on na to nie zasługuje. Skoro bowiem obrońca PRL Jaruzelski miałby być naszym bohaterem narodowym, to powinniśmy czcić również Bieruta, który komunizm w Polsce umacniał. A nie słyszę by Napieralski, czy Adam Michnik wychwalali Bieruta, albo nazywali go „człowiekiem honoru".


Tak naprawdę chodzi o to, aby generała zapomnieć i pozostawić na kartach historii – tam gdzie jego miejsce. I nie jako bohatera – tylko ostatniego podległego ZSRR władcę komunistycznej Polski. Tak jak chciał tego niegdyś Adam Michnik – wszyscy odp….ą się od generała – pod warunkiem jednak, że nie będzie się nas co chwila przekonywać, że jesteśmy mu wdzięczni bo przecież „mógł zabić". Zwłaszcza że, jak pokazuje publikacja zapowiadana przez IPN, „chciał zabić" ale zabrakło mu naboi.