"Obawiałem się, czy czegoś sobie tam nie zrobi"
Według Tomasza M., agenci czekali na hotelowym korytarzu i tuż po tym, jak otrzymali wiadomość, że Sawicka przyjęła pieniądze i wychodzi z pokoju, ruszyli w jej stronę i zatrzymali oraz przeszukali pokój i ją samą. "Pani Sawicka zachowywała się spokojnie, ale chciała ukryć, że ma przy sobie torbę z pieniędzmi. Widziałem, jak po wyjściu z pokoju miała ją w ręce przykrytą jakimś ubraniem" - mówił świadek. Zeznał on, że w pewnym momencie Sawicka chciała skorzystać z toalety. "Obawiałem się, czy czegoś sobie tam nie zrobi, dlatego postanowiłem, by razem z nią do toalety weszła funkcjonariuszka CBA. Pani Sawicka tego nie chciała, ale nie widziałem innego wyjścia" - podkreślił Tomasz M. Dodał, że z tych samych przyczyn CBA zaoferowało odwiezienie Sawickiej do hotelu poselskiego w Warszawie po zakończeniu przeszukania (po północy), na co posłanka się zgodziła. Według niego, a także według innego funkcjonariusza uczestniczącego w zatrzymaniu, którego w środę przesłuchał sąd, Sawicka nie chciała podać źródła pochodzenia pieniędzy. Według Tomasza M. mówiła, że to jej własne oszczędności, a według świadka Włodzimierza J. Sawicka miała twierdzić, że są to jej pieniądze na kampanię wyborczą.
Świadkowie zeznali, że zatrzymanie Sawickiej filmowano dwiema kamerami - jedną obsługiwał funkcjonariusz Artur P., a drugą Temistokles Brodowski z zespołu prasowego CBA. Sawicka chciała, aby o jej zatrzymaniu zawiadomić posłankę Julię Piterę, prosiła też o kontakt z senatorem PO Robertem Smoktunowiczem (który jest także adwokatem), ale funkcjonariusze CBA nie mogli się dodzwonić do jego kancelarii. Inna specjalna grupa CBA w tym samym czasie zatrzymywała burmistrza Wądołowskiego, gdy wsiadał do samochodu w Helu. Kierujący akcją Jarosław B. zeznał, że funkcjonariusze starali się zrobić to w taki sposób, aby nie zostało to zauważone przez postronne osoby, które mogły rozpoznać burmistrza. Zatrzymanie nastąpiło tuż po tym, jak udający zainteresowanego inwestowaniem biznesmena agent CBA przedstawiający się jako "Marek Przecławski" wręczył burmistrzowi teczkę ze 150 tys. zł. Wądołowski utrzymuje, że nie wiedział, co było w teczce, bo nawet jej nie otworzył. "Pan burmistrz, gdy go zatrzymałem, powiedział, że nie wie, co jest w teczce" - oświadczył w środę Jarosław B.
Zeznania Biernackiego pogrążyły Sawicką?
Zeznania w sądzie złożył też Biernacki, który w maju 2007 r. dał Sawickiej numer telefonu do burmistrza Helu. "Mówiła, że jacyś jej przyjaciele dorobili się w Wiedniu i chcą zainwestować w Polsce. Pytała o możliwości inwestowania na Pomorzu. Znałem burmistrza Wądołowskiego jako bardzo dobrego samorządowca" - mówił Biernacki, który w latach 2002-05 był wicemarszałkiem Województwa Pomorskiego i zajmował się funduszami unijnymi. Jak podkreślił, całą sprawę traktował z dystansem, nie wnikał w żadne szczegóły i nie pytał o nie ani Sawickiej, ani Wądołowskiego. "Pani Sawicka chciała się potem ze mną spotkać, dzwoniła wiele razy, ale ja nie odbierałem. Później spotkaliśmy się w Sejmie i ona powiedziała, że chce mi podziękować za ten kontakt i ma dla mnie butelkę dobrego alkoholu. Ja odmówiłem jej przyjęcia, bo nie chciałem mieć żadnych zobowiązań. Powiedziałem, że nic wielkiego nie zrobiłem, a wszystko na chwałę regionu" - dodał Biernacki. Pytany o powody swego postępowania Biernacki przytoczył historię sprzed lat: "w jednej z poprzednich kadencji był taki poseł, który częstował wielu winem, bo był importerem włoskich win. A potem, gdy ja byłem ministrem spraw wewnętrznych, to on został aresztowany".
Biernacki ujawnił też, że dzień po zatrzymaniu Sawickiej dzwonił do niego jeden z dziennikarzy, który wypytywał go precyzyjnie: czy zna firmę Avantis i Tomasza Piotrowskiego (CBA nie podawało wówczas oficjalnie, że tak się nazywa fikcyjna firma założona przez agentów Biura na potrzeby operacji wobec Sawickiej i Wądołowskiego, a Tomasz Piotrowski - to fikcyjne dane agenta). Prowadzący proces sędzia Marek Celej nie ukrywał zaskoczenia tą informacją. Już po wygaśnięciu immunitetu, Sawicka została zatrzymana ponownie w listopadzie 2007 r. przez CBA, po czym prokuratura postawiła jej zarzuty i skierowała wniosek o areszt. Sąd zwolnił ją za 300 tys. zł kaucji. Akt oskarżenia poznańska prokuratura wysłała do sądu w czerwcu 2008 r., za niewiarygodną uznając wersję Sawickiej o "kuszeniu" jej przez agentów CBA. Sawicka jest oskarżona o podżeganie i nakłanianie do korupcji oraz płatnej protekcji, przyjęcie 100 tys. zł korzyści majątkowej i powoływanie się na wpływy w organach władzy. Grozi jej do 10 lat więzienia. Razem z nią o to samo oskarżono Wądołowskiego.
Sawicka: padłam ofiara prowokacji
Sąd okręgowy przed rozpoczęciem procesu nabrał wątpliwości, czy sprawa nie powinna być zwrócona prokuraturze. Tak się też stało, ale decyzja została zmieniona przez sąd apelacyjny, do którego prokuratura się odwołała. Sprawa b. posłanki Sawickiej wywołała wątpliwości polityków PO i części mediów co do politycznego tła wielomiesięcznej operacji specjalnej CBA wobec Sawickiej (usuniętej wtedy z PO). Ona sama twierdziła, że padła ofiarą prowokacji udającego biznesmena agenta CBA Tomasza Piotrowskiego, który miał związać ją ze sobą emocjonalnie. Sawicka uznała, że oficerowie CBA przekroczyli uprawnienia, podejmując wobec niej bezpodstawną inwigilację i że namawiali ją do przestępstwa. Ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński zaprzeczał tym zarzutom.
PAP, dar