Awantura o Lisa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. Z. Furman/Wprost 
Tytuł Dziennikarza Roku 2009 przyznany Tomaszowi Lisowi to wynik zmowy redakcji - uważa redaktor naczelny "Super Expressu" i sugeruje zrzeczenie się tej nagrody przez laureata. - Krytykowanie po fakcie wyborów, w których samemu nie wzięło się udziału, to brak zrozumienia demokracji - odpowiada Andrzej Skworz - redaktor naczelny miesięcznika "Press", przyznającego nagrodę.
Na stronie internetowej "Super Expressu" ukazał się list otwarty redaktora naczelnego dziennika, Sławomira Jastrzębowskiego do redakcji miesięcznika "Press", w którym proponuje "honorowe wyjście" Tomaszowi Lisowi z sytuacji, która podzieliła środowisko dziennikarskie.

Oto treść listu:

Szanowna Redakcjo. W grudniu minionego roku "Press" przyznał zaszczytny tytuł Dziennikarza Roku 2009 Panu Redaktorowi Tomaszowi Lisowi. Tytuł został przyznany z pogwałceniem Regulaminu konkursu o nagrodę dla Dziennikarza Roku.

Artykuł 6 punkt 2 regulaminu brzmi: "Jeśli organizatorzy powezmą przekonanie, że na największą liczbę zdobytych punktów mogła mieć wpływ ZMOWA REDAKCJI, miesięcznik "Press" ma prawo przyznać nagrodę następnemu w kolejności nominowanemu, przekazać decyzję o wyborze jury nagrody Grand Press albo nagrody nie przyznać".

Wydaje się oczywiste, że w przypadku głosów oddanych na Tomasza Lisa mamy do czynienia ze zmową redakcji "Poradnik Restauratora" i "Poradnik Handlowca" należących do tego samego wydawcy.

Przypominam, że Pan Redaktor Tomasz Lis w maju 2009 roku uświetnił swoją obecnością poznańską komercyjną imprezę tego wydawcy. O zmowie wyżej wymienionych redakcji świadczy niezbicie prawie jednakowa treść uzasadnień wyboru tego właśnie Dziennikarza. I tak, "Poradnik Restauratora": "To profesjonalista w każdym calu. Od lat utrzymuje najwyższy poziom merytoryczny i jest osobowością, która ma wpływ na kształt życia społeczno-politycznego w Polsce". A "Poradnik Handlowca" niemal identycznie: "Od lat utrzymuje najwyższy poziom merytoryczny, jest profesjonalistą w każdym calu, jego programy przyciągają przed ekrany telewizorów milionową widownię. Tomasz Lis jest, naszym zdaniem, osobowością, która ma wpływ na kształt życia społeczno-politycznego w Polsce".

W tej sytuacji sugeruję skłonienie Pana Tomasza Lisa do honorowego zrzeczenia się nagrody i wręczenie jej Pani Redaktor Ewie Ewart, która zajęła w konkursie zaszczytne drugie miejsce, a przegrała zaledwie jednym punktem. W ten sposób prestiż tytułu zostanie uratowany, a podzielone już i tak środowisko dziennikarskie nie będzie miało powodów do mówienia o publicznej kompromitacji. Łączę wyrazy szacunku.

* Autor: redaktor naczelny Super Expressu i SE.pl , Sławomir Jastrzębowski

Krytykujcie, ale głosujcie

Odpowiedź redaktora naczelnego „Press" na list otwarty „Super Expressu”

Autor „Listu otwartego" redaktor Jastrzębowski napisał dzień wcześniej w „Super Expressie” tekst pt. „Jak >>Restauratorzy<< wybrali Tomasza Lisa na Dziennikarza Roku”. Najpierw udowadniał, że Lis jest marnym dziennikarzem, nie potrafi nawet pisać tekstów i łamie dziennikarskie standardy, a następnie z szyderstwem odniósł się do redakcji, które na Lisa głosowały. Bo gdyby jakaś „warszawska >>Polska<<” albo „Rzeczpospolita” oddały głosy na Lisa, to by jeszcze – zdaniem naczelnego warszawskiego „Super Expressu” – uszło. Ale żeby jacyś dziennikarze z prowincji? W dodatku z pisma specjalistycznego? Toż nie godzi się stawiać ich w jednym rzędzie z cenionymi przez redaktora Jastrzębowskiego elitarnymi mediami! Godna pożałowania buta.

Oczywiście, ma prawo redaktor naczelny „Super Expressu" nie lubić Lisa i nie cenić małych, fachowych redakcji. Lecz proponowanie nam, byśmy odebrali nagrodę Tomaszowi Lisowi i wręczyli ją Ewie Ewart jest niezręczną uzurpacją. Wątpię, by obdarowana ucieszyła się z takiego wyróżnienia. Bardziej mi jednak szkoda, że ta znakomita dokumentalistka BBC nie była – zdaniem „Super Expressu” – warta nawet głosu tej redakcji, zanim zwycięzcą został Lis.

„Super Express" nie wziął udziału w głosowaniu, nie dał Ewie Ewart choćby jednego punktu (co natychmiast zmieniłoby wyniki), a teraz wylewa pomyje na zwycięzcę i sugeruje istnienie jakiegoś nowego rodzaju korupcji. Korumpowany jest wynagradzany podwójnie (zaproszenie na konferencje i nominowanie do Dziennikarza Roku), a korumpujący nie ma z tego nic. To absurd.

Absurdem jest też przywoływanie punktu regulaminu o zmowie redakcji. Przy 59 redakcjach nominujących i 41 uzyskanych przez Lisa punktach problem nie leży w jakiejkolwiek zmowie, tylko w rozstrzeleniu się pozostałych kilkuset głosów na ponad setkę nominowanych osób.

Przypominam: Tomasz Lis sam powiedział, że nie czuje, by na tę nagrodę w zeszłym roku jakoś specjalnie zasłużył i poprosił o przekazanie jej na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Lecz dla „Super Expressu" to jeszcze za mało.

Wiem, co by się stało, gdybyśmy zgodzili się na rozwiązanie zaproponowane przez naczelnego tej gazety: dzień później ci dziennikarze, którzy z kolei nie lubią TVN, domagaliby się odebrania nagrody Ewie Ewart, analizując, czyje głosy otrzymała.

To żałosne, ale mamy z tym do czynienia co roku. Takie jest teraz środowisko dziennikarskie.

O nim mówi Tomasz Lis w najnowszym „Press", krytykując m.in. dziennikarzy „Super Expressu”. I tu leży prawdziwe, drugie dno tej ekspresowej, choć tak spóźnionej troski „SE” o nagrodę Dziennikarza Roku.

Ja sam w styczniowym „Press" zachęcam do dyskusji nad regulaminem konkursu. Bo doprowadzenie do tego, by redakcje brały rzeczywistą odpowiedzialność za swoje nominacje, tylko tej nagrodzie pomoże. I tak naprawdę cieszy mnie, że w miesiąc po jej wręczeniu wzbudza ona jeszcze takie emocje.
Ale przypominam: pamiętajcie o Dziennikarzu Roku raczej w listopadzie i grudniu – gdy możecie o czymś zdecydować, zgłaszając nominacje redakcji.

Krytykowanie po fakcie wyborów, w których samemu nie wzięło się udziału, to brak zrozumienia demokracji.

* Autor: redaktor naczelny miesięcznika "Press", Andrzej Skworz