Sąd wzywał Kamińskiego już we wrześniu 2009 r. Wówczas świadek nie stawił się, zawiadamiając sąd, że pół godziny później musi stawić się jako powód w cywilnym procesie wytoczonym Julii Piterze. Tak się jednak złożyło, że proces z Piterą spadł wówczas z wokandy, bo nie stawił się inny świadek.
We wtorek sędzia Monika Dominiak uznała nieobecność Kamińskiego za nieusprawiedliwioną. "Świadek był powiadomiony prawidłowo, nie przysłał do sądu żadnego pisma. To jego kolejna nieobecność" - tak uzasadniała nałożoną karę 500 zł grzywny. Kamiński był już wzywany kilka razy, a sąd usprawiedliwiał jego nieobecności obowiązkami służbowymi szefa CBA.
Sąd wezwał Kamińskiego na wniosek pozwanego wydawnictwa Axel Springer. Miał zeznawać o konferencji prasowej z lutego 2007 r. z udziałem ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. To tam padły słowa ministra o dr. G., któremu przedstawiono wtedy zarzut zabójstwa pacjenta: "już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". Śledztwo w tej części umorzono, ale decyzję ma zbadać jeszcze sąd. Ziobro po przegranym procesie przeprosił lekarza za inkryminowane słowa i zapłacił mu zadośćuczynienie.
Następnego dnia prasa obszernie relacjonowała sprawę. W "Fakcie" pisano: "Doktor zabijał w rządowym szpitalu" i "Oto ofiara doktora mordercy". O kardiochirurgu pisano "doktor śmierć" i "bestia nie lekarz".
W trwającym od ponad roku procesie cywilnym dr G., (trwa jego proces karny o przyjmowanie od pacjentów łapówek), domaga się od "Faktu" i wydającego gazetę koncernu Axel Springer Polska przeprosin i 500 tys. zł.
Na jednej z poprzednich rozpraw dziennikarka "Faktu" - współautorka inkryminowanego tekstu - zeznała, że w publikacji użyto ostrych słów, bo to była wyjątkowa sprawa, porównywalna z "łowcami skór" w łódzkim pogotowiu. Pozwana redakcja i wydawca chcą oddalenia powództwa, oświadczając, że powoływali się na słowa wysokich urzędników państwowych, "weryfikowane w innych źródłach" w prokuraturze.
Za podobne sformułowania G. wytoczył proces cywilny "Super Expressowi" i go wygrał. 31 lipca zeszłego roku na pierwszej stronie tej gazety ukazały się przeprosiny redakcji za naruszenie dóbr osobistych kardiochirurga przez przypisanie mu w tytułach artykułów przestępstw w sytuacji, gdy jego wina nie została udowodniona.
Lekarz ze stołecznego szpitala MSWiA przez ponad rok był formalnie podejrzany o zabójstwo pacjenta, mobbing, znęcanie się nad osobą najbliższą; przedstawiono mu też niemal 50 zarzutów korupcyjnych opiewających na kwotę ok. 50 tys. zł. G. w maju 2007 r. opuścił areszt, w którym spędził trzy miesiące - Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał bowiem, że mimo pięciu miesięcy śledztwa nie wykazano, by zachodziło "duże prawdopodobieństwo", iż umyślnie zabił on pacjenta.
Przed Sądem Rejonowym Warszawa-Mokotów od grudnia 2008 r. trwa proces, w którym dr G. i jego 20 pacjentów odpowiadają za wręczanie i przyjmowanie łapówek, a dr G. także za mobbing pracowników i molestowanie seksualne. Lekarz nie przyznaje się do żadnego z zarzucanych mu czynów. Większość pacjentów twierdzi zaś, że pieniądze były wyrazem wdzięczności za uratowanie życia ich bliskich. Kilka osób utrzymuje natomiast, że od pieniędzy lekarz uzależniał podjęcie się operacji - czemu oskarżony zaprzecza.pap, em