Aż 44 proc. opakowań Viagry sprzedawanych w internecie to podróbki. Zanieczyszczone leki mogą prowadzić do śmierci lub powodować bardzo poważne skutki uboczne, donosi „La Stampa”.
Zaburzenia erekcji (lub impotencja) są bardziej powszechne niż się wydaje i coraz więcej ludzi szuka pomocy, sięgając po leki. Najbardziej znane to: Viagra, Cialis i Levitra i to właśnie te medykamenty są najczęściej podrabiane. Szacuje się, że na świecie bez recepty sprzedawanych jest miesięcznie 2,3 mln leków na potencję. W Europie stosuje je ok. 2,5 mln ludzi, pisze dziennik.
Z danych zebranych przez międzynarodowy zespół lekarzy w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Szwecji oszacowano, że 90 proc. nielegalnych leków sprzedaje się przed internet. Ich obroty szacowane są na około $ 75 mld, co stanowi wzrost o 92 proc. w przeciągu pięciu lat.
Dr Graham Jackson koordynujący badania w Londynie ostrzega, że „obecność aktywnych składników farmaceutycznych, nieznanych i/lub zanieczyszczonych może prowadzić do ciężkich niepożądanych efektów, a nawet śmierci".
Analizy badań ukazują także przypadki bardzo poważnych skutków ubocznych u pacjentów. Dr Jackson przypomina: „W szpitalu w Singapurze, przyjęto 150 pacjentów z problem erekcji, którym podano podrobiony lek Cialis oraz preparaty na bazie ziół. Siedmiu z pośród nich jest w śpiączce (podany środek zawierał silny lek stosowany w leczeniu cukrzycy), a cztery osoby zmarły".
Wyniki opublikowane w „International Journal of Clinical Practice" obejmują ponad 50 badań opublikowanych w latach 1995 i 2009. Przedstawiają one szczegółowy obraz podrabianych leków sprzedawanych drogą internetową. Naukowcy przypominają , że owe leki to nie tylko te na potencję, ale także wiele innych. Szczególnie zagrażają osobom, które bezkrytycznie kupują lek wymagający recepty. Powodem badań był przypadek dwóch kobiet w ciąży, które zmarły w wyniku wstrzyknięcia preparatu przeciw anemii. Wśród zanieczyszczonych środków nie brakuje również środków antykoncepcyjnych, antybiotyków, szczepionek i wielu innych leków, pisze „La Stampa”.
mk