Bojownicy z Polski kontra pospolite ruszenie
Janukowycz podkreślił jednocześnie, że Partia Regionów Ukrainy, na czele której stoi, nie jest obecnie u władzy i nie posiada instrumentów, które pozwoliłyby zapobiec destabilizacji, oraz ingerencji obywateli obcych państw w proces wyborczy. - Odpowiedzi powinny udzielić obecne władze, a jeśli tego nie zrobią, zwołamy pospolite ruszenie i pokażemy im, czym jest naród ukraiński - oświadczył Janukowycz.
"Banalny tchórz"
Być może ze strachu przed owymi bojówkami Janukowycz nie pojawił się na debacie telewizyjnej z premier Julią Tymoszenko, swą konkurentką w zaplanowanej na 7 lutego drugiej turze wyborów prezydenckich. - Szkoda, że nie mogliśmy dziś zobaczyć innego Janukowycza, nie tego z plakatów, ani wyreżyserowanych klipów reklamowych. Jego sztab wyborczy po prostu go przed wami schował. To puste miejsce jest symboliczne: na nim nie ma nikogo. Nie chciałabym, by liderem naszego państwa stał się banalny tchórz - oświadczyła Tymoszenko.
Najpierw zaatakowali Gruzini...
Przed pierwszą turą wyborów prezydenckich, która odbyła się 17 stycznia, Partia Regionów ostrzegała, że głosowanie ma zostać zerwane przez dwa tysiące obserwatorów z Gruzji, którzy przyjechali wówczas do obwodu donieckiego, skąd Janukowycz się wywodzi. Jego sojusznicy stwierdzili wówczas, że obserwatorzy ci zostali przysłani przez prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego w odpowiedzi na prośbę Julii Tymoszenko. Dowodem miało być opublikowane w internecie nagranie, w którym osoby o głosach przypominających Tymoszenko i Saakaszwilego rozmawiają telefonicznie o gruzińskich obserwatorach.
- Jeśli kierownictwo Gruzji nie udzieli oficjalnych wyjaśnień w tej sprawie, nie wykluczamy przystąpienia do dyskusji nad wprowadzeniem wiz dla gruzińskich obywateli - oświadczył wtedy Leonid Kożara, minister spraw zagranicznych w gabinecie cieni opozycji, której przewodzi Janukowycz. W wyborach 17 stycznia Janukowycz uzyskał 35,32 proc. poparcia, a Tymoszenko 25,05 proc. głosów.
PAP, arb