Beata Kempa i Zbigniew Wassermann przez 13 godzin starali się wczoraj udowodnić premierowi, że chociaż sam się jednorękimi bandytami nie zajmował, to jednak niechybnie "przeciekał" rozpowiadając na lewo i prawo, że Mariusz Kamiński i jego smutni chłopcy wzięli na celownik Rycha, Zbycha, Mira i Grzesia. Premier ze spokojem przez 13 godzin temu zaprzeczał. Jeżeli PiS chciało dzięki bezwzględnej dociekliwości Wassermanna i urokowi Beaty Kempy zdobyć parę procent kosztem plączącego się w zeznaniach premiera, to okazało się to równie skuteczne jak taktyka Beenhakkera na mecz ze Słowenią w Ljubljanie. Efekt? Taki sam jak w przypadku polskich piłkarzy. Tusk kontra Kempa i Wassermann 3:0.
Teza o "przeciekaniu Tuska" lub jego najbliższych współpracowników (Cichocki) była od początku dla PiS znacznie bardziej atrakcyjna niż historia włóczącego się po cmentarzach Chlebowskiego. Chlebowski i Drzewiecki to byli czołowi politycy PO - ale problem polega na tym, że z PO jest jak z PiS-em. Liczy się w tej partii tylko jeden człowiek. Nawet gdyby okazało się, że Zbyszek był mało asertywny nieco częściej i przehandlował już z tuzin ustaw, to i tak słupki poparcia dla PO by nie drgnęły. I niech PiS-owcy się nie dziwią, bo to analogiczna sytuacja do tej, jaka jest udziałem ich partii. Może Gosiewski budować sobie dworce we Włoszczowej, może Czarnecki szukać pod Grunwaldem Tuska w taborach - to dla elektoratu nie ma żadnego znaczenia. Chodzi bowiem o to, że poza hasaniem bojarów są oni - dobrzy carowie. Jarosław i Donald. I choć ich poddani czasem grzeszą, to przecież prędzej czy później Jarosław i Donald postawią ich do pionu. Więc elektoraty się konserwują.
Nic więc dziwnego, że PiS zamiast rzucać się do gardła Chlebowskiemu, Drzewieckiemu czy nawet Schetynie zaczął kombinować, jak w całą sprawę wciągnąć Tuska. Tuska, którego można nie lubić, ale nawet najbardziej zajadli wrogowie nie uwierzą w to, że razem ze Zbychem kombinował, jak by tu zarobić parę złotych na jednorękich bandytach. Kaczyński też nie buduje dworców, ani nie gada w telewizji głupot a'la Suski et consortes. Nie ten kaliber polityka.
Aby więc PiS osiągnął znaczącą korzyść z wpadki Zbycha i Mira należało znaleźć inny punkt zaczepienia. I udało się. Ktoś poinformował Zbycha i Rycha, że ich geszeft jest tajemnicą poliszynela. Kto mógł to zrobić? W sierpniu wiedzieli o tym Kamiński, Tusk i Cichocki. Wniosek był prosty - Tusk sypnął, mamy drugie Starachowice.
Po wczorajszym przesłuchaniu okazało się jednak, że Tusk raczej nie sypnął. A jeśli nawet sypnął, to nie wyciągnie tego od niego ani Kempa, ani Wassermann, bo przy Tusku okazali się oni bezradni niczym Gołota przy Adamku. No i teraz PiS może mieć kłopot. Bo skoro nie sypnął Tusk, to donosił... Kamiński. Absurd? Niekoniecznie. Bo pomyślmy tylko - CBA rozpracowywało Sobiesiaka więc miało wokół niego na pewno zainstalowanych kilku "Tomków". W sierpniu szef CBA miał już mniej więcej obraz afery - złowił dwa okonie (Chlebowski, Drzewiecki), miał wyjście na szczupaka (Schetyna), ale 200-kilogramowy rekin, którego chciał złowić (Tusk) wciąż nie mieścił się w sieci. Jak można go w tę sieć pochwycić? Prościutko. Wystarczy 14 sierpnia wpaść do kancelarii premiera i powiedzieć "źle się dzieje w państwie duńskim", a 15 sierpnia przez umyślnego przekazać Sobiesiakowi - snują się za tobą różne KGB, CBA. Na kogo padnie podejrzenie? Przecież nie na Kamińskiego, po co miałby demaskować swoich agentów?
Spiskowa teoria? Tak. I brzmi mniej prawdopodobnie niż historia o tym, że Tusk ostrzegł kolegów z PO. Ale historia świata składa się z rozmaitych spisków. "Wszyscy mamy w pamięci wasze mądre słowa towarzyszu Stalin - Niemcy nie zaatakują w 1941 roku" - mówił Beria... wieczorem 21 czerwca 1941 roku. Czasem nieprawdopodobne scenariusze okazują się twardą rzeczywistością.
PS. Tak naprawdę nie wierzę ani w jedną, ani w drugą z tych przeciekowych teorii. Ale skoro zakładamy pierwszą, musimy założyć też drugą. Czy dziś Kempa będzie maglować Kaczyńskiego na okoliczność tego, czy aby nie uknuł
spisku z Kamińskim? Oto jest pytanie!
Nic więc dziwnego, że PiS zamiast rzucać się do gardła Chlebowskiemu, Drzewieckiemu czy nawet Schetynie zaczął kombinować, jak w całą sprawę wciągnąć Tuska. Tuska, którego można nie lubić, ale nawet najbardziej zajadli wrogowie nie uwierzą w to, że razem ze Zbychem kombinował, jak by tu zarobić parę złotych na jednorękich bandytach. Kaczyński też nie buduje dworców, ani nie gada w telewizji głupot a'la Suski et consortes. Nie ten kaliber polityka.
Aby więc PiS osiągnął znaczącą korzyść z wpadki Zbycha i Mira należało znaleźć inny punkt zaczepienia. I udało się. Ktoś poinformował Zbycha i Rycha, że ich geszeft jest tajemnicą poliszynela. Kto mógł to zrobić? W sierpniu wiedzieli o tym Kamiński, Tusk i Cichocki. Wniosek był prosty - Tusk sypnął, mamy drugie Starachowice.
Po wczorajszym przesłuchaniu okazało się jednak, że Tusk raczej nie sypnął. A jeśli nawet sypnął, to nie wyciągnie tego od niego ani Kempa, ani Wassermann, bo przy Tusku okazali się oni bezradni niczym Gołota przy Adamku. No i teraz PiS może mieć kłopot. Bo skoro nie sypnął Tusk, to donosił... Kamiński. Absurd? Niekoniecznie. Bo pomyślmy tylko - CBA rozpracowywało Sobiesiaka więc miało wokół niego na pewno zainstalowanych kilku "Tomków". W sierpniu szef CBA miał już mniej więcej obraz afery - złowił dwa okonie (Chlebowski, Drzewiecki), miał wyjście na szczupaka (Schetyna), ale 200-kilogramowy rekin, którego chciał złowić (Tusk) wciąż nie mieścił się w sieci. Jak można go w tę sieć pochwycić? Prościutko. Wystarczy 14 sierpnia wpaść do kancelarii premiera i powiedzieć "źle się dzieje w państwie duńskim", a 15 sierpnia przez umyślnego przekazać Sobiesiakowi - snują się za tobą różne KGB, CBA. Na kogo padnie podejrzenie? Przecież nie na Kamińskiego, po co miałby demaskować swoich agentów?
Spiskowa teoria? Tak. I brzmi mniej prawdopodobnie niż historia o tym, że Tusk ostrzegł kolegów z PO. Ale historia świata składa się z rozmaitych spisków. "Wszyscy mamy w pamięci wasze mądre słowa towarzyszu Stalin - Niemcy nie zaatakują w 1941 roku" - mówił Beria... wieczorem 21 czerwca 1941 roku. Czasem nieprawdopodobne scenariusze okazują się twardą rzeczywistością.
PS. Tak naprawdę nie wierzę ani w jedną, ani w drugą z tych przeciekowych teorii. Ale skoro zakładamy pierwszą, musimy założyć też drugą. Czy dziś Kempa będzie maglować Kaczyńskiego na okoliczność tego, czy aby nie uknuł
spisku z Kamińskim? Oto jest pytanie!