Swoją siłę pokazała już w kwalifikacjach, w których uzyskała najlepszy czas. W bezpośredniej rywalizacji z rywalkami (począwszy od ćwierćfinału) nie zostawiła złudzeń, kto był najlepszy. Każdy z trzech biegów, z finałem włącznie, wygrała niezagrożona, z olbrzymią przewagę nad resztą stawki.
O jej dominacji świadczy różnica na mecie nad drugą w finale Szwedką Idą Ingemarsdotter - 7,6 s. Trzecia Kanadyjka Sarah Renner straciła 8,4.
Pecha miała w sobotę najlepsza sprinterka poprzedniego i obecnego sezonu oraz najgroźniejsza rywalka Polki w Pucharze Świata - Petra Majdic. Słowenka w półfinale zderzyła się z Amerykanką Kikkan Randall i ukończyła bieg na ostatniej pozycji, nie kwalifikując się do finału.
"Przykro mi, że Petry zabrakło w finale, ale to nie zmienia faktu, że bardzo się cieszę ze zwycięstwa" - powiedziała tuż po minięciu linii mety Kowalczyk, która przed "kreską" miała czas, by unieść do góry ręce w geście triumfu i szeroko się uśmiechnąć.
W ten sposób cieszyła się z 12. w karierze pucharowego triumfu. Na podium stanęła po raz 35.
Po zwycięstwie w sprincie jeszcze bardziej umocniła się na czele klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Nad Majdic ma obecnie 404 pkt przewagi, a trzecią Finkę Aino-Kaisę Saarinen wyprzedza o 586.
W piątek Polka była druga na dystansie 10 km techniką dowolną. Co prawda w Canmore nie startowały najlepsze z reprezentantek Norwegii i Finlandii, ale Kowalczyk może czekać na olimpijską rywalizację w dobrym humorze. W Whistler, gdzie umieszczono trasy tegorocznych igrzysk, ma zameldować się w środę. Pierwszy start - w poniedziałek 15 lutego.
W sobotnim sprincie startowała jeszcze Sylwia Jaśkowiec, ale po zajęciu 52. pozycji w eliminacjach odpadła z dalszej rywalizacji.
pap, em