W czasie posiedzenia hazardowej komisji śledczej doszło do ostrej wymiany zdań między byłym prawnikiem Totalizatora Sportowego Grzegorzem Majem a przesłuchującym go Jarosławem Urbaniakiem z PO. Maj groził Urbaniakowi sądem, bo uznał, że poseł PO użył wobec niego obraźliwych sformułowań.
"Użył pan wobec mnie sformułowań, które są obraźliwe, naruszają moje dobre imię. Kiedyś jeszcze sto lat temu takie kwestie regulował kodeks Boziewicza (Polski Kodeks Honorowy), dzisiaj niestety nie obowiązuje, zresztą dotyczył ludzi honorowych" - mówił do Urbaniaka Maj.
Słowa te padły po tym jak śledczy z PO dopytywał o treść dokumentu, który Maj przygotował i przekazał w styczniu 2007 r. zespołowi pracującemu nad projektem nowelizacji ustawy o grach w Ministerstwie Finansów. W dokumencie znalazło się stwierdzenie, że umowa Totalizatora Sportowego z firmą Gtech praktycznie uniemożliwia zorganizowanie przetargu na budowę systemu wideoloterii.
Były prawnik TS tłumaczył, że nie było to jego stanowisko, bo nie miał dostępu do umowy Gtech z TS, która miała klauzulę poufności. Zaznaczył, że czymś innym jest przygotowanie symulacji finansowej na potrzeby prac zespołu opracowującego propozycje zmian w ustawie hazardowej, a zupełnie innym etapem jest realizacja projektu biznesowego.
Urbaniak pytał dlaczego tych uwag nie zawarł w piśmie, tylko stwierdził jednoznacznie, że umowa z GTech uniemożliwia Totalizatorowi zorganizowanie przetargu i państwowy monopolista jest skazany na współpracę z tą firmą. "To są pana słowa, pana cytaty, one nie są obarczone przypisami, uwagami, że prawdopodobnie, że patrząc na to biznesowo, a nie formalnie. Pan stwierdza jednoznacznie. Koniec Kropka. Teraz pan mówi, że trzeba rozróżnić różne aspekty. Tam nie ma aspektów" - zwracał się do Maja Urbaniak.
Maj urażony
Właśnie po tych słowach Maj oświadczył, że poseł PO próbuje wobec niego używać sformułować obraźliwych. "Po raz kolejny próbuje pan używać wobec mnie tego typu sformułowań. Chciałbym pana zapewnić, że na pewno tę kwestię rozstrzygniemy, z tym, że polem już nie będzie komisja i pana zaproszenie mojej osoby, ale moje zaproszenie pana na salę sądową" - oświadczył świadek.
Dopytywany przez Franciszka Stefaniuka (PSL) o jakie pomówienia dokładnie chodzi, odpowiadał, że pojawiały się one już w prasie od 2007 r. Jednym z nich - jak mówił - jest twierdzenie, że w jakiś niejasny sposób napisał projekt nowelizacji ustawy hazardowej i w porozumieniu, czy za wsparciem Przemysława Gosiewskiego (PiS) chciał ją "realizować".
"Jeszcze kolejnym pomówieniem jest stwierdzenie, które mówi, że wspólnie z prezesem (TS) Kalidą zamykaliśmy usta urzędnikom w Ministerstwie Finansów" - oświadczył Maj.
Projekt, który trafił do Banasia, zakładał obniżenie opodatkowania wideoloterii, gry podobnej do tzw. jednorękich bandytów, z tym, że dzięki połączeniu urządzeń w sieć daje ona możliwość wygrania skumulowanej sumy, znacznie wyższej niż na zwykłym automacie o niskich wygranych. Monopol na prowadzenie wideoloterii miał Totalizator, jednak duże obciążenie podatkowe (45 proc.) sprawiło, że gra ta nigdy nie została uruchomiona.
Projekt ten został przekazany ówczesnemu szefowi Komitetu Stałego Rady Ministrów Przemysławowi Gosiewskiemu w czasie jego spotkania 26 lipca 2006 r. z wiceszefem klubu PiS Krzysztofem Jurgielem i p.o. wicedyrektora Departamentu Służby Celnej w Ministerstwie Finansów Anną Cendrowską (reprezentowała na spotkaniu Banasia). Z rozmowy z nimi Gosiewski sporządził notatkę, z której wynikało, że Banaś chce zgłoszenia tego projektu jako propozycji klubu PiS.
Dramatyczna sytuacja finansowa TS
Powodem zainteresowania Totalizatora ustawą hazardową było dramatyczne pogorszenie sytuacji finansowej spółki. Jeszcze w 2003 r. państwowy monopolista miał ponad 50 proc. udziału w rynku gier, dwa lata później - już tylko 35 proc. Maj zaznaczył też, że w 2006 roku 70 proc. dochodów do budżetu państwa z całego rynku hazardu pochodziło od TS.
"Ta dysproporcja wynikała z przyjętych rozwiązań w kolejnych nowelizacjach w ustawie o grach i zakładach wzajemnych, które dyskryminowały własność skarbu państwa, tworząc preferencyjne warunki do rozwoju sektora prywatnego" - powiedział Maj.
PAP, im
Słowa te padły po tym jak śledczy z PO dopytywał o treść dokumentu, który Maj przygotował i przekazał w styczniu 2007 r. zespołowi pracującemu nad projektem nowelizacji ustawy o grach w Ministerstwie Finansów. W dokumencie znalazło się stwierdzenie, że umowa Totalizatora Sportowego z firmą Gtech praktycznie uniemożliwia zorganizowanie przetargu na budowę systemu wideoloterii.
Były prawnik TS tłumaczył, że nie było to jego stanowisko, bo nie miał dostępu do umowy Gtech z TS, która miała klauzulę poufności. Zaznaczył, że czymś innym jest przygotowanie symulacji finansowej na potrzeby prac zespołu opracowującego propozycje zmian w ustawie hazardowej, a zupełnie innym etapem jest realizacja projektu biznesowego.
Urbaniak pytał dlaczego tych uwag nie zawarł w piśmie, tylko stwierdził jednoznacznie, że umowa z GTech uniemożliwia Totalizatorowi zorganizowanie przetargu i państwowy monopolista jest skazany na współpracę z tą firmą. "To są pana słowa, pana cytaty, one nie są obarczone przypisami, uwagami, że prawdopodobnie, że patrząc na to biznesowo, a nie formalnie. Pan stwierdza jednoznacznie. Koniec Kropka. Teraz pan mówi, że trzeba rozróżnić różne aspekty. Tam nie ma aspektów" - zwracał się do Maja Urbaniak.
Maj urażony
Właśnie po tych słowach Maj oświadczył, że poseł PO próbuje wobec niego używać sformułować obraźliwych. "Po raz kolejny próbuje pan używać wobec mnie tego typu sformułowań. Chciałbym pana zapewnić, że na pewno tę kwestię rozstrzygniemy, z tym, że polem już nie będzie komisja i pana zaproszenie mojej osoby, ale moje zaproszenie pana na salę sądową" - oświadczył świadek.
Dopytywany przez Franciszka Stefaniuka (PSL) o jakie pomówienia dokładnie chodzi, odpowiadał, że pojawiały się one już w prasie od 2007 r. Jednym z nich - jak mówił - jest twierdzenie, że w jakiś niejasny sposób napisał projekt nowelizacji ustawy hazardowej i w porozumieniu, czy za wsparciem Przemysława Gosiewskiego (PiS) chciał ją "realizować".
"Jeszcze kolejnym pomówieniem jest stwierdzenie, które mówi, że wspólnie z prezesem (TS) Kalidą zamykaliśmy usta urzędnikom w Ministerstwie Finansów" - oświadczył Maj.
"Nie byłem autorem projektu ustawy"
Maj skorzystał z prawa do swobodniej wypowiedzi. Zaprzeczył wówczas doniesieniom w mediach, jakoby był autorem projektu noweli ustawy z 2006 roku.
- Wbrew rozpowszechnianym w mediach informacjom nie byłem autorem projektu ustawy, który w czerwcu 2006 roku prezes Totalizatora Sportowego zaproponował wiceministrowi finansów panu Marianowi Banasiowi – mówił w czasie swojej swobodnej wypowiedzi Maj.
Podkreślał, że w TS pracował od maja 2006 r., czyli niewiele ponad miesiąc od przekazania projektu do Ministerstwa Finansów. – Nie miałem nigdy wcześniej, ani zresztą po zakończeniu pracy w Totalizatorze Sportowym również, do czynienia z rynkiem hazardowym. Nie pracowałem, nie współpracowałem z żadnym podmiotem działającym na tym rynku – oświadczył Maj.Projekt, który trafił do Banasia, zakładał obniżenie opodatkowania wideoloterii, gry podobnej do tzw. jednorękich bandytów, z tym, że dzięki połączeniu urządzeń w sieć daje ona możliwość wygrania skumulowanej sumy, znacznie wyższej niż na zwykłym automacie o niskich wygranych. Monopol na prowadzenie wideoloterii miał Totalizator, jednak duże obciążenie podatkowe (45 proc.) sprawiło, że gra ta nigdy nie została uruchomiona.
Projekt ten został przekazany ówczesnemu szefowi Komitetu Stałego Rady Ministrów Przemysławowi Gosiewskiemu w czasie jego spotkania 26 lipca 2006 r. z wiceszefem klubu PiS Krzysztofem Jurgielem i p.o. wicedyrektora Departamentu Służby Celnej w Ministerstwie Finansów Anną Cendrowską (reprezentowała na spotkaniu Banasia). Z rozmowy z nimi Gosiewski sporządził notatkę, z której wynikało, że Banaś chce zgłoszenia tego projektu jako propozycji klubu PiS.
Dramatyczna sytuacja finansowa TS
Powodem zainteresowania Totalizatora ustawą hazardową było dramatyczne pogorszenie sytuacji finansowej spółki. Jeszcze w 2003 r. państwowy monopolista miał ponad 50 proc. udziału w rynku gier, dwa lata później - już tylko 35 proc. Maj zaznaczył też, że w 2006 roku 70 proc. dochodów do budżetu państwa z całego rynku hazardu pochodziło od TS.
"Ta dysproporcja wynikała z przyjętych rozwiązań w kolejnych nowelizacjach w ustawie o grach i zakładach wzajemnych, które dyskryminowały własność skarbu państwa, tworząc preferencyjne warunki do rozwoju sektora prywatnego" - powiedział Maj.
PAP, im