Wygląda na to, że po następnych wyborach Unia Wolności skazana jest już na koalicję z SLD
Zauważyłem, że bardziej interesował mnie wspaniały turniej tenisowy na kortach Rolanda Garrosa w Paryżu niż ostatni akt dramatu koalicji AWS-UW. Poczekam spokojnie na Wimbledon, a w przerwie między turniejami będę jednak skazany na naszą rodzimą rzeczywistość polityczną. Dzisiaj dwie krótkie refleksje o rządzie mniejszościowym i wyborach prezydenckich.
Odnoszę wrażenie, że taki rząd jest dla AWS znakomitym rozwiązaniem. Myślę, że smutne twarze przywódców akcji wkrótce się rozjaśnią z następujących, bardzo praktycznych powodów. Rząd premiera Buzka był już przecież od jakiegoś czasu rządem mniejszościowym i jakoś sobie radził. Teraz pozbędzie się unijnych ministrów i wielkiej rzeszy unijnych urzędników, a zwolnione miejsca obsadzi swoimi i będzie rządził, aż się zakurzy! Głodni stanowisk ludzie AWS powchodzą wszędzie i mocno się będą trzymać stołków. Takiemu rządowi nic w najbliższej przyszłości nie grozi, bo konstytucja bardzo wzmocniła pozycję rządu i premiera. Przecież Unia Wolności nie wejdzie chyba w koalicję z SLD i PSL, aby obalić rząd w trybie konstruktywnego wotum nieufności. Rząd może upaść z powodu budżetu, ale to potrwa długo, aż do wiosny przyszłego roku. W trudnej sytuacji będzie natomiast Unia Wolności. Od dawna mam głębokie przekonanie, że jest to partia, która w Polsce w najlepszym razie może liczyć na piętnaście, w porywach może szesnaście procent głosów. Aby rządzić, musi więc wchodzić w koalicje. Wygląda na to, że skazana jest już na koalicję z SLD. Oczywiście, nie teraz, lecz po następnych wyborach.
Tymczasem porządzi sobie jeszcze samodzielnie AWS. A ściślej Marian Krzaklewski ze swoimi przybocznymi, którzy tak wprowadzą teraz swoje wojsko, że jeszcze przez lata będzie mogło wojować jako partyzantka przeciwko przyszłemu, zmienionemu układowi władzy. Rzeczpospolita Krzaklewska potrwa dłużej, niż myśli unia i opozycja. Ta ostatnia przebiera nogami do nowych wyborów, ale miny ma nietęgie, bo wie, że szybko to nie nastąpi. Chyba że ubłaga UW, aby dołączyła do wotum nieufności.
Biedna unia zastanawia się teraz, czy nie wystawić swojego kandydata na prezydenta. Jeżeli byłby nim Leszek Balcerowicz, to z pewnością nie wygrałby wyborów, ale postawiłby pod znakiem zapytania sens ubiegania się o prezydenturę przez Andrzeja Olechowskiego. Męczy mnie trochę perspektywa wyborów prezydenckich, głównie dlatego, że dla urzędu o tak niewielkiej władzy nie warto denerwować narodu wyborami powszechnymi i wystarczyłby wybór przez Zgromadzenie Narodowe, czyli połączony Sejm i Senat. Polityka źle wpływa na zdrowie psychiczne Polaków i należałoby raczej oszczędzać ludziom traumatycznych przejść. Nieszczęsne wybory prezydenckie budzą za dużo emocji, w gruncie rzeczy zupełnie zbędnych. Sam się też w końcu denerwuję, bo wśród kandydatów jest przynajmniej dwóch ludzi, których darzę szczególnym szacunkiem i sympatią. Cały czas nie pojmuję, dlaczego jeden z trzech największych Polaków XX wieku jeszcze raz staje do walki. W sporcie jest taka zasada, że stary mistrz nie staje do zawodów, jeśli miałby sromotnie przegrać. I Lech Wałęsa osobiście oświadcza, że jeździ po kraju i wie, że nie ma szans i że gorzej od niego ma tylko jego przyjaciel - Marian Krzaklewski. Szef może i wygra ze swoim przyjacielem, ale co będzie, jak przegra z Lepperem? Panie Prezydencie! Ufam Pańskiemu instynktowi politycznemu i poczuciu humoru. Musi Pan wykonać jakiś ekstranumer, bo może być klapa. Niech Pan mniej słucha doradców, a bardziej uwierzy sobie i pani Danucie.
Z drugim moim ulubieńcem, Andrzejem Olechowskim, też mogą być kłopoty. Co zrobi, gdy do wyborów stanie Leszek Balcerowicz albo ktoś porównywalny z Unii Wolności? W jaki sposób będzie traktował Lecha Wałęsę, gdy ten się uprze i od udziału w wyborach nie odstąpi? Dzisiaj właśnie wysyłam do Pana Andrzeja życzenia udanego startu w wyborach i skutecznej kampanii prezydenckiej. Co z tego wszystkiego wyniknie, na razie nie wiadomo. I dobrze, bo gdybyśmy wiedzieli, co nas czeka, byłoby nudno. Tylko nie rozrywajcie się rodacy nadmiernie, bo co za dużo, to niezdrowo.
Odnoszę wrażenie, że taki rząd jest dla AWS znakomitym rozwiązaniem. Myślę, że smutne twarze przywódców akcji wkrótce się rozjaśnią z następujących, bardzo praktycznych powodów. Rząd premiera Buzka był już przecież od jakiegoś czasu rządem mniejszościowym i jakoś sobie radził. Teraz pozbędzie się unijnych ministrów i wielkiej rzeszy unijnych urzędników, a zwolnione miejsca obsadzi swoimi i będzie rządził, aż się zakurzy! Głodni stanowisk ludzie AWS powchodzą wszędzie i mocno się będą trzymać stołków. Takiemu rządowi nic w najbliższej przyszłości nie grozi, bo konstytucja bardzo wzmocniła pozycję rządu i premiera. Przecież Unia Wolności nie wejdzie chyba w koalicję z SLD i PSL, aby obalić rząd w trybie konstruktywnego wotum nieufności. Rząd może upaść z powodu budżetu, ale to potrwa długo, aż do wiosny przyszłego roku. W trudnej sytuacji będzie natomiast Unia Wolności. Od dawna mam głębokie przekonanie, że jest to partia, która w Polsce w najlepszym razie może liczyć na piętnaście, w porywach może szesnaście procent głosów. Aby rządzić, musi więc wchodzić w koalicje. Wygląda na to, że skazana jest już na koalicję z SLD. Oczywiście, nie teraz, lecz po następnych wyborach.
Tymczasem porządzi sobie jeszcze samodzielnie AWS. A ściślej Marian Krzaklewski ze swoimi przybocznymi, którzy tak wprowadzą teraz swoje wojsko, że jeszcze przez lata będzie mogło wojować jako partyzantka przeciwko przyszłemu, zmienionemu układowi władzy. Rzeczpospolita Krzaklewska potrwa dłużej, niż myśli unia i opozycja. Ta ostatnia przebiera nogami do nowych wyborów, ale miny ma nietęgie, bo wie, że szybko to nie nastąpi. Chyba że ubłaga UW, aby dołączyła do wotum nieufności.
Biedna unia zastanawia się teraz, czy nie wystawić swojego kandydata na prezydenta. Jeżeli byłby nim Leszek Balcerowicz, to z pewnością nie wygrałby wyborów, ale postawiłby pod znakiem zapytania sens ubiegania się o prezydenturę przez Andrzeja Olechowskiego. Męczy mnie trochę perspektywa wyborów prezydenckich, głównie dlatego, że dla urzędu o tak niewielkiej władzy nie warto denerwować narodu wyborami powszechnymi i wystarczyłby wybór przez Zgromadzenie Narodowe, czyli połączony Sejm i Senat. Polityka źle wpływa na zdrowie psychiczne Polaków i należałoby raczej oszczędzać ludziom traumatycznych przejść. Nieszczęsne wybory prezydenckie budzą za dużo emocji, w gruncie rzeczy zupełnie zbędnych. Sam się też w końcu denerwuję, bo wśród kandydatów jest przynajmniej dwóch ludzi, których darzę szczególnym szacunkiem i sympatią. Cały czas nie pojmuję, dlaczego jeden z trzech największych Polaków XX wieku jeszcze raz staje do walki. W sporcie jest taka zasada, że stary mistrz nie staje do zawodów, jeśli miałby sromotnie przegrać. I Lech Wałęsa osobiście oświadcza, że jeździ po kraju i wie, że nie ma szans i że gorzej od niego ma tylko jego przyjaciel - Marian Krzaklewski. Szef może i wygra ze swoim przyjacielem, ale co będzie, jak przegra z Lepperem? Panie Prezydencie! Ufam Pańskiemu instynktowi politycznemu i poczuciu humoru. Musi Pan wykonać jakiś ekstranumer, bo może być klapa. Niech Pan mniej słucha doradców, a bardziej uwierzy sobie i pani Danucie.
Z drugim moim ulubieńcem, Andrzejem Olechowskim, też mogą być kłopoty. Co zrobi, gdy do wyborów stanie Leszek Balcerowicz albo ktoś porównywalny z Unii Wolności? W jaki sposób będzie traktował Lecha Wałęsę, gdy ten się uprze i od udziału w wyborach nie odstąpi? Dzisiaj właśnie wysyłam do Pana Andrzeja życzenia udanego startu w wyborach i skutecznej kampanii prezydenckiej. Co z tego wszystkiego wyniknie, na razie nie wiadomo. I dobrze, bo gdybyśmy wiedzieli, co nas czeka, byłoby nudno. Tylko nie rozrywajcie się rodacy nadmiernie, bo co za dużo, to niezdrowo.
Więcej możesz przeczytać w 25/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.