Opracowanie powstało w 2008 r. pod auspicjami renomowanego Instytutu Historii Współczesnej w Monachium (IfZ). Impulsem projektu były doniesienia tygodnika "Der Spiegel" z 2006 r., według których aż jedna trzecia z około 200 tysięcy funkcjonariuszy BdV w początkowych latach jego istnienia należała do NSDAP. Jak pisze "FAZ", przewodnicząca BdV Erika Steinbach od 2007 r. stara się o naświetlenie historii pierwszych lat istnienia organizacji. Pośród jej założycieli były bowiem osoby, które przemilczały swoją przeszłość z lat 30. i 40. ubiegłego wieku.
Zbadaniu tych informacji służyć miał projekt badawczy, finansowany kwotą ponad 100 tys. euro przez ministerstwo spraw wewnętrznych i - w niewielkiej części także przez BdV, powierzony Instytutowi Historii Współczesnej w Monachium. Przejściowym koordynatorem projektu został profesor Manfred Kittel, obecny dyrektor fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie", która stworzyć ma w Berlinie muzeum poświęcone wysiedleniom. "Tu kończy się dobra część tej historii. Ponieważ dotychczas jedynym rezultatem pracy IfZ nieudane wstępne studium z wiosny 2008 r., od którego dystansują się nawet osoby odpowiedzialne i próbują zapobiec fachowej analizie oraz rozpowszechnieniu rozprawy obejmującej 113 stron" - pisze "FAZ".
Jej autorem jest wolny współpracownik IfZ magister Matthias Lempart, który dzięki górnośląskim korzeniom dobrze mówi po polsku. W badaniach archiwalnych uczestniczył również działacz organizacji Unia Wypędzonych w ramach bawarskiej partii CSU Raimund Paleczek. Ich zadaniem było zbadanie życiorysów 13 pierwszych członków prezydium BdV oraz dwóch innych działaczy organizacji wypędzonych, wobec których istniały podejrzenia o uwikłanie w zbrodnie nazistowskie. Według "FAZ" autor skoncentrował się jednak na podważaniu tez, postawionych w publikacji tygodnika "Der Spiegel" z 2006 r., a oprócz narodowo-socjalistycznej działalności badanych funkcjonariuszy BdV opisał też ich zasługi w powojennych Niemczech.
Według opracowania dziewięciu spośród 15 opisanych funkcjonariuszy BdV wstąpiło do NSDAP ze względu na karierę zawodową. Były przewodniczący BdV Wenzel Jaksch, socjaldemokrata, został oczyszczony z podejrzeń. Członek prezydium Linus Kather określony został jako "przeciwnik nazizmu", chociaż w 1969 r. kandydował do parlamentu z ramienia neonazistowskiej partii NPD. Kolejny polityk Josef Trischler miał być - według autora opracowania - "oportunistą a nie narodowym socjalistą". "FAZ" przytacza też m.in. wnioski opracowania na temat pochodzącego z Górnego Śląska i członka prezydium BdV Otto Ulitza, który "do 1935 r. zatrudniał żydowską sekretarkę, co ze względu na jego eksponowane stanowisko było trudnym przedsięwzięciem". "Chciałoby się zapytać, co później stało się z tą kobietą" - komentuje dziennik. Jak dodaje, autor studium nie znalazł wskazówek potwierdzających podejrzenia, jakoby Ulitz współpracował ze służbą bezpieczeństwa SS.
Opracowanie obejmuje też pochodzącego z Bukowiny historyka Rudolfa Wagnera, który nie należał do władz BdV, lecz był działaczem organizacji wypędzonych w Badenii-Wirtemberigii i należał do sygnatariuszy Karty Wypędzonych z 1950 r. Jak pisze "FAZ", dostępne obecnie źródła pozwalają stwierdzić, że jako porucznik SS i członek NSDAP Wagner uwikłany był w ludobójstwo. Pracować miał dla Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie oraz Instytutu Wannsee SS. W 1941 r. został wysłany na wschód, a w 1941 służył w grupie operacyjnej Wilhelma Fuchsa w Belgradzie. W 1944 r. został ranny i wrócił do Berlina.
"Czy był nazistą? - pyta autor opracowania. I powątpiewa: Nie można bez wszelkich wątpliwości wyjaśnić, jak dalece narodowosocjalistyczne było wewnętrzne nastawienie Wagnera. To, że jego przełożeni opisali jego postawę jako wyraźnie narodowosocjalistyczną i bezkompromisową, może oznaczać wszystko: od zwykłej grzeczności po opis rzeczywistego nastawienia Wagnera" - cytuje "FAZ" z opracowania. Dziennik komentuje: "Na takiej podstawie można by równie dobrze poddać w wątpliwość narodowosocjalistyczne przekonania Heinricha Himmlera".
Według "FAZ" Erika Steinbach uznała, że opracowanie nie nadaje się do publikacji ze względu na błędy, których nie sprecyzowała. Z kolei IfZ tygodniami odmawiał komentarza na temat studium i ostrzegał przed publikacją "pogłosek oraz błędnych informacji". Instytut oświadczył, że wnioski opracowania nie są naukowym osądem, ale jedynie etapem na prowadzącej do niego drodze". Także MSW uznało opracowanie za "wstępny szkic". Z kolei profesor Kittel wyjaśnił "FAZ", że jego odpowiedzialność za projekt ograniczała się do kwestii czysto technicznych, a redakcja tekstu nie została przeprowadzona.
PAP