- Podano, że z prośbą taką do władz miejskich zwrócił się szef moskiewskiej rady weteranów wojny, pracy i organów ścigania Władimir Dołgich. W zeszłym roku ten były sekretarz KC KPZR poprosił władze Moskwy o pomoc w zdjęciu szyldu Antysowietskaja z jednej z restauracji. Pomogły. W tym roku prosi o rozstawienie w Moskwie stendów wychwalających Stalina. Rozstawią. A jeśli w przyszłym roku Dołgich poprosi o wysadzenie w powietrze Soboru Chrystusa Zbawiciela w Moskwie i wzniesienie na jego miejscu obiecanego narodowi radzieckiemu Pałacu Rad, to czy władze wyjdą naprzeciw szefowi rady weteranów wojny, pracy i organów ścigania? - pyta publicysta.
Z kolei szefowa Moskiewskiej Grupy Helsińskiej Ludmiła Aleksiejewa oznajmiła, że "ci, którzy chcą ustawienia w Moskwie portretów Stalina, dążą do tego, by w Rosji powtórzył się terror państwowy epoki stalinowskiej". - Mój ojciec nie wrócił z wojny. To on służył dobru ojczyzny, a nie Stalin, za którego rządów wymordowano miliony przed wojną, w czasie wojny i po wojnie - podkreśliła. Aleksiejewa zapowiedziała, że jeśli portrety tyrana rzeczywiście pojawią się na ulicach stolicy, to ona obrzuci je jajkami.
Natomiast dyrektor Moskiewskiego Biura Praw Człowieka Aleksandr Brod określił plany umieszczenia portretów Stalina na ulicach Moskwy jako "prowokację polityczną". - Zamiar władz, by powywieszać na ulicach miasta portrety tego kata można uznać tylko za prowokacje polityczną, chęć sprawdzenia przez stalinowców, czy to przejdzie - oznajmił Brod.
PAP, arb