"Jest to próba przerzucenia nieudolności w pracach komisji posłanki Kempy i posła Wassermanna na przewodniczącego. Przewodniczący nie jest od tego, żeby wykonywać za nich pracę i dbać o to, żeby mieli spinacze" - powiedział Sekuła.
Wassermann argumentował swój wniosek licznymi zastrzeżeniami wobec Sekuły "zarówno o charakterze merytorycznym i prawno-proceduralnym, jak i organizacyjnym dotyczącym prowadzenia posiedzeń komisji".
Poseł powiedział, że wielokrotnie sygnalizował problem złej organizacji prac komisji i sposobu prowadzenia jej posiedzeń. Jak zaznaczył, zbyt wiele było sytuacji, w których komisja, zamiast dążyć do rzetelnych ustaleń, prowadziła w "szaleńczo-ekspresowym tempie swoje przesłuchania. "To powodowało, że efektem tych prac była powierzchowność przesłuchań, brak skuteczności w pracach komisji, nieosiąganie takich celów, do których komisja została powołana" - powiedział.
Wassermann ocenił, że takie działania uniemożliwiały członkom komisji "zapoznanie się z materiałami, czyli przygotowanie do przesłuchań, co powodowało, że przesłuchania traciły jakąkolwiek wartość".
Poseł PiS zwrócił też uwagę na zbyt późne nawiązanie kontaktu komisji z prokuraturą. Zaznaczył, że dopiero niedawno, po uzyskaniu z prokuratury wciąż szczątkowych materiałów, śledczy "mogli zacząć stawiać pytania, które pokazały istotę sprawy i sprowadzały ją na sferę dowodową, a nie sferę wypowiedzi medialnych".
Wśród zarzutów wobec Sekuły Wassermann wymienił też przypadki, gdy przewodniczący "w oparciu o uzgodnienia z pustymi krzesłami" zakończył przesłuchanie Zbigniewa Chlebowskiego oraz przerwał jawne przesłuchanie Ryszarda Sobiesiaka, aby kontynuować je na posiedzeniu zamkniętym. "Były to zdarzenia, które ośmieszały komisję" - dodał Wassermann.
Gdy Sekuła chciał przejść do niezwłocznego przegłosowania wniosku, pos. Kempa sprzeciwiła się temu mówiąc, że przyjęto zasadę, że zgłaszane wnioski są rozpatrywane dopiero na następnym posiedzeniu komisji. Posłanka zażądała też od Sekuły, żeby ustosunkował się do wniosku posłów PiS, a następnie odczytała cały wniosek.
Wśród zarzutów posłów opozycji pod adresem Sekuły we wniosku znalazło się "wybranie prezydium komisji w sposób naruszający standardy jej funkcjonowania". "Jest to związane z tym, że w prezydium nie są reprezentowani posłowie największej partii opozycyjnej, co w dotychczasowej działalności Sejmu nie miało miejsca" - napisali we wniosku.
Jak zwrócono w nim uwagę, "obecnie prezydium komisji w składzie dwuosobowym - przewodniczący Mirosław Sekuła i wiceprzewodniczący Bartosz Arłukowicz - podejmuje decyzje we wszystkich najważniejszych sprawach związanych z organizacją jej prac".
"Do dobrych praktyk działania komisji sejmowych należy funkcjonowanie ich prezydiów w składach nieparzystych - minimum trzyosobowych. Zgodnie z regulaminem Sejmu w przypadku równości głosów decyduje głos przewodniczącego. Przy parzystej liczbie członków de facto to pan Mirosław Sekuła zawsze jednoosobowo decyduje o pracach komisji" - napisano we wniosku. Jak podnieśli posłowie PiS, "skutkiem tego jest brak możliwości wpływania posłów opozycji na kierunek prac komisji, co czyni ich rolę w tym kolegialnym organie iluzoryczną".
Posłowie PiS przypomnieli też swoje odwołanie ze składu komisji w grudniu 2009 r., które - w ich ocenie - nie miało żadnych podstaw merytorycznych. "Miało charakter czysto polityczny i znacząco przedłużyło prace komisji. Stanowiło też próbę utrudniania działania komisji, a co za tym idzie, wyjaśnienia kwestii związanej z tzw. aferą hazardową" - napisano we wniosku.
Bartosz Arłukowicz (Lewica) powiedział, że "od samego początku pracy tej komisji wiemy, że to posłowie koalicji rządzącej - PO - określili: skład komisji, kto będzie miał w niej większość, zakres i czas jej pracy a także to, kto będzie jej przewodniczącym" - powiedział Arłukowicz. W jego ocenie, w pracach posłów w komisji daje się dostrzec dwa różne priorytety: pierwszy - polega na dążeniu do jak najszybszego zakończenia prac komisji, drugi - na tym, "żeby wyjaśnić prawdę".
Zdaniem posła Lewicy, nie należy włączać w prace komisji "wątku walki personalnej". Zaapelował on do posłów PiS o "przemyślenie" swojego wniosku. Zwrócił się też do Sekuły, mówiąc, że być może wniosek PiS to dla niego dobra okazja do "zreflektowania się" i oceny działań, które do tej pory prowadził. Zaapelował także do szefa komisji, by na następnym posiedzeniu przed głosowaniem wniosku PiS określił swój plan pracy w tej komisji i zmiany, jakie zamierza wprowadzić do stylu prowadzenia jej prac. "Żebyśmy mogli podjąć dobrą decyzję" - zaznaczył poseł Lewicy.
Wassermann zwracając się do Arłukowicza zaznaczył, że wniosek o odwołanie Sekuły to nie żadna walka personalna. "To jest walka o przyzwoitość i rzetelność prac tej komisji" - dodał. "Zostawmy wątki polityczne, bo one tutaj nie mają absolutnie żadnego znaczenia" - przekonywała z kolei Arłukowicza Kempa.
Śledczy przyjęli ponadto w piątek wniosek Arłukowicza o powołanie na świadka Henryka Kalinowskiego, szefa wrocławskiego Urzędu Stanu Cywilnego i członka zarządu Wojskowego Klubu Śląsk Wrocław, z którym Ryszard Sobiesiak miał rozmawiać telefonicznie tuż po swoim spotkaniu z b. wicepremierem Grzegorzem Schetyną na lotnisku 29 września 2008 r.
Posłowie jednogłośnie poparli też uchwałę ws. zwrócenia się do premiera o zwolnienie od obowiązku zachowania tajemnicy państwowej sekretarza Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacka Cichockiego, szefa CBA Pawła Wojtunika oraz b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego, tak aby mogli oni zostać przesłuchani przez komisję w trybie niejawnym.
Kempa złożyła ponadto wniosek o powołanie na świadka Marka Przybyłowicza, byłego pracownika Totalizatora Sportowego i byłego szefa warszawskich wyścigów konnych, który już 14 lipca 2009 r. pisał w liście do Kancelarii Premiera o lobbingu prowadzonym na rzecz biznesmenów z branży hazardowej.
Donosy Przybyłowicza - jak tłumaczył komisji były szef gabinetu politycznego ministra sportu Marcin Rosół - miały być też przyczyną wycofania Magdaleny Sobiesiak z konkursu na członka zarządu Totalizatora Sportowego.
To w tym celu - jak twierdzi Rosół - spotkał się w warszawskiej restauracji "Pędzący królik" z córką Ryszarda Sobiesiaka. Jak tłumaczył, na spotkaniu przekazał jej informację o donosach. Mówił, że z uwagi na tę sytuację zasugerował jej, "aby wycofała aplikację, ponieważ jeśli wygra konkurs, to pan Przybyłowicz swoimi pismami będzie zatruwał życie jej, jej ojcu, ministrowi Drzewieckiemu i w końcu także jemu".
Posłanka PiS wystąpiła także o zwrócenie się do Kancelarii Premiera z żądaniem przedstawienia dokumentów dotyczących wysokości premii i nagród przyznawanych szefom gabinetów politycznych we wszystkich resortach w okresie od 16 listopada 2007 r. do 19 października 2009 r. Jak wyjaśniła, jest to potrzebne do weryfikacji doniesień medialnych na temat wysokich nagród, jakie Rosołowi miał przyznawać b. minister sportu Mirosław Drzewiecki. Według Kempy z publikacji prasowych wynika, że Rosół miał poza wynagrodzeniem podstawowym dostać dodatkowo 60 tys. złotych w formie nagród.
Kempa złożyła także wniosek o zwrócenie się przez komisję o udostępnienie korespondencji elektronicznej Rosoła w latach 2008/2009. Posłanka chce także, by śledczy wystąpili do ministra skarbu państwa z żądaniem protokołów posiedzeń i innych dokumentów Rady Nadzorczej, Zarządu, Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy Totalizatora Sportowego dokumentujących m.in. powołanie w skład Rady Nadzorczej Andrzeja Rzońcy, Pawła Łatacza i Moniki Rolnik oraz odwołania Wiktora Wojciechowskiego oraz Jerzego Kubary.