Na razie Palikot podkreśla, że mógłby być szefem klubu parlamentarnego PO. - Byłbym lepszym szefem niż Schetyna, a na pewno nie gorszym - mówi. I snuje plany o koalicji z SLD. - Jeśli SLD przetrwa, ale martwię się czy to się SLD uda. Zresztą SLD jest bardzo bliski końca. Jeśli u nich nie nastąpi jakiś przełom, to SLD upadnie jak "Trybuna". Ale i PiS i PO będą się jeszcze przekształcały. Są elementy i frakcje lewicowe w PO… - tłumaczy. Jego zdaniem z SLD Platforma mogłaby zrealizować więcej punktów swojego programu niż z PSL.
- W polityce warto się bić o to, żeby być prezydentem, premierem i szefem partii, a wszystkie inne stanowiska muszą być elementem zespołowego ustalenia. Ja chcę umacniać swoją pozycję. Z niczego stałem się w ciągu trzech lat jednym z najbardziej popularnych polityków. Za chwilę nabiorę jeszcze większej substancji, a dłuższy mój pobyt w polityce spowoduje powagę itd. Przygotowuję się do pewnej roli, ale czy ona będzie mi dana, to tego nie wiem. Dzisiaj sytuacja wygląda tak, że premierem będzie Tusk jeszcze przez 6 lat, a co będzie po Tusku, to zobaczymy - snuje polityczne plany Palikot. Dodaje, że chciałby sprawować rząd dusz jak niegdyś Adam Michnik, co mu się w dużej mierze już udało. - Jestem takim politycznym Michnikiem XXI w. w czapce Stańczyka - mówi o sobie.
Palikot w nietypowy sposób wyjaśnia przyczyny swojego ostatniego wypadku, kiedy to wracając z urlopu spadł ze schodów i złamał żebro. - Mam złamane żebro przez moje atakowanie Lecha Kaczyńskiego. Nazbierałem w sobie tej złości. To jest merydian i kanał energetyczny związany z woreczkiem żółciowym, który przebiega przy dziewiątym żebrze po lewej stronie. Ja uderzając tym żebrem, w porządku hinduskim doświadczyłem tego, co sam nagromadziłem. Te złe emocje do Kaczyńskiego odezwały się we mnie złamanym żebrem - wyjaśnia poseł.
Onet, arb