W niedzielę zawiódł Rutkowski. Chwilę po świetnym skoku Stocha na odległość 222,5 m (lepsze rezultaty osiągnął tylko Schlierenzauer - 226,5 i 231 m), zanotował zaledwie 143 m, co było najgorszym wynikiem w serii finałowej i porównywalnym ze słabiutkimi Amerykanami. Na nic zdały się wysiłki Małysza (218,5 i 213,5 m).
Na półmetku rywalizacji drużynowej Polacy plasowali się na czwartej pozycji, z niewielką stratą do trzecich Finów. Zdecydowanie prowadzili Austriacy przed Norwegami. Po rewelacyjnym początku (Stoch) podopiecznych Łukasza Kruczka i Hannu Lepistoe od brązowego medalu dzieliło niespełna 5 pkt. Nieudany skok Rutkowskiego był przełomowym momentem konkursu.
Biorąc pod uwagę poszczególne rezultaty (zawodnicy skakali z różnych belek) Małysz był trzeci, a Stoch szósty, zaś pod koniec stawki sklasyfikowani zostali Hula i Rutkowski. Dość przeciętny poziom zawodów bardzo zawyżył Schlierenzauer. Zawiedli Słoweńcy (szósta lokata), wśród których bardzo przyzwoicie skakał tylko Robert Kranjec, a przede wszystkim wicemistrzowie igrzysk w Vancouver Niemcy (7.). Z olimpijskiego teamu zabrakło Andreasa Wanka. Jego zmiennik Richard Freitag był bliski kompromitacji, skacząc 164,5 i 156,5 m, czyli po kilkadziesiąt metrów krócej od rodaków.
Czwarte miejsce Polaków na zakończenie sezonu (także czwarty był Małysz w piątkowo-sobotnich zmaganiach indywidualnych) oznacza powtórkę z ubiegłorocznych MŚ na dużej skoczni w Libercu. W Czechach brąz wywalczyli Japończycy, którzy nie startowali w Planicy. W Słowenii było tylko dziesięć drużyn, a po pierwszej serii odpadli zawodnicy z USA i Rosji.
pap, em