Ze słów Lecha Wałęsy cała Polska może się uczyć dystansu do polityki
Kampania prezydencka, już to widać, dostarczy nam wielu niezapomnianych przeżyć. Ponieważ dwa razy uczestniczyłem z przekonaniem i samozaparciem w niełatwych próbach wyborczych Lecha Wałęsy, tym razem będę już im tylko kibicował. W jednej sprawie się nie zawiodę. Były prezydent, a mój sąsiad we "Wprost", jest tak kreatywny w polszczyźnie, że cała Polska może się uczyć z jego słów dystansu do polityki.
Pamiętam, jak po kampanii w 1995 r. zakładaliśmy z byłym prezydentem Międzynarodówkę Centroprawicową na Węgrzech. Z tej okazji Lech Wałęsa został zaproszony na kongres Fideszu, partii dzisiejszego premiera Orbana, który rósł wówczas w siłę. Nasz prezydent stanął na trybunie i zaczął skromnie: - Stoi przed wami legenda. Po tym zdaniu nastąpiło rozwinięcie problemu, którego musisz się, Czytelniku, domyślić z zakończenia. Lech Wałęsa zwrócił się w nim do młodych węgierskich konserwatystów: - Dam wam radę doświadczonego bojownika. Najpierw się połączcie, a potem się podzielcie! Mimo konsternacji pożegnano nas rzęsistymi oklaskami. Na szczęście siedziałem na widowni.
Doprawdy tylko niewdzięczne społeczeństwo nie uczestniczy w kampanii wyborczej. Przypominam sobie, jak wybierano w PRL Henryka Jabłońskiego albo Mariana Spychalskiego, że nie wspomnę o przewadze jednego głosu w Sejmie kontraktowym, która zagwarantowała prezydenturę generałowi Jaruzelskiemu. Zasypialiśmy z nudów.
Naprawdę ludzie nie doceniają, jak to dobrze móc się połączyć, aby potem się podzielić. Co nie znaczy oczywiście, że jestem zadowolony z liczby kandydatów na prezydenta. Ilość - jak wiadomo - samoistnie nie przechodzi w jakość.
Pamiętam, jak po kampanii w 1995 r. zakładaliśmy z byłym prezydentem Międzynarodówkę Centroprawicową na Węgrzech. Z tej okazji Lech Wałęsa został zaproszony na kongres Fideszu, partii dzisiejszego premiera Orbana, który rósł wówczas w siłę. Nasz prezydent stanął na trybunie i zaczął skromnie: - Stoi przed wami legenda. Po tym zdaniu nastąpiło rozwinięcie problemu, którego musisz się, Czytelniku, domyślić z zakończenia. Lech Wałęsa zwrócił się w nim do młodych węgierskich konserwatystów: - Dam wam radę doświadczonego bojownika. Najpierw się połączcie, a potem się podzielcie! Mimo konsternacji pożegnano nas rzęsistymi oklaskami. Na szczęście siedziałem na widowni.
Doprawdy tylko niewdzięczne społeczeństwo nie uczestniczy w kampanii wyborczej. Przypominam sobie, jak wybierano w PRL Henryka Jabłońskiego albo Mariana Spychalskiego, że nie wspomnę o przewadze jednego głosu w Sejmie kontraktowym, która zagwarantowała prezydenturę generałowi Jaruzelskiemu. Zasypialiśmy z nudów.
Naprawdę ludzie nie doceniają, jak to dobrze móc się połączyć, aby potem się podzielić. Co nie znaczy oczywiście, że jestem zadowolony z liczby kandydatów na prezydenta. Ilość - jak wiadomo - samoistnie nie przechodzi w jakość.
Więcej możesz przeczytać w 26/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.