Na uczelniach nieuchronnie zbliża się czas oddawania prac zaliczeniowych, licencjackich, magisterskich i doktoranckich. Dla jednych oznacza to ciężką pracę umysłową związaną z czytaniem wielu książek, publikacji, i samodzielnym pisaniem pracy, dla innych to swego rodzaju żniwa. W internecie roi się od osób sprzedających gotowe prace naukowe, zwykle po prostu przepisane z opracowań.
Studenci polskich uczelni, którzy z takich usług korzystają, często nie zdają sobie sprawy z tego, jak wielkie popełniają przestępstwo. W szkołach wyższych są co prawda prowadzone zajęcia z prawa autorskiego - dla dziennikarzy, prawników i filologów nawet w wersji „rozszerzonej", jednak jak się okazuje, nie rozwiązuje to problemu plagiatu. Coraz częściej wprowadza się kilkugodzinne obowiązkowe wykłady z podstaw własności intelektualnej dla wszystkich studentów. Niestety, wiedzy studenta nie można właściwie zweryfikować, ponieważ zaliczenie tego przedmiotu najczęściej kończy się testem zamkniętym „pisanym" w internecie. Pytania zwykle się powtarzają, co pozwala łatwo zaliczyć tego rodzaju „wykład" korzystając z pomocy kolegów, którzy już ten „egzamin” zdali. W efekcie studenci bagatelizują problem plagiatu i tym samym napędzają mechanizm kupowania, sprzedawania i spisywania prac.
Aż 40 proc. studentów naraża się na... więzienie?
Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna – aż 40 procent studentów łamie prawa autorskie (zob. http://www.portel.pl/artykul.php3?i=41494). Czyżby studenci nie zdawali sobie sprawy z tego, co może im grozić za wykorzystywanie czyjejś własności intelektualnej? Trzeba się liczyć z tym, że jeśli oszustwo zostanie wykryte, osoba która dopuściła się plagiatu, ponosi odpowiedzialność karną. Za kopiowanie i wykorzystywanie cudzej pracy grozi kara grzywny, ograniczenia lub pozbawienia wolności do trzech lat.
Brak przypisu – to też plagiat
W ubiegłym miesiącu wybuchła głośna sprawa profesor Kameli Sowińskiej. Była minister skarbu zastosowała opcję „kopiuj-wklej". W tym celu wykorzystała fragment tekstu innego autora zamieszczony w internecie. Tekst ten umieściła w swoim artykule dotyczącym etyki w biznesie. Co ciekawsze fragment wykorzystany przez prof. Sowińską dotyczył właśnie pojęcia uczciwości. Gdyby autorka publikacji podała w swojej książce źródło, z którego korzystała, plagiatu by nie popełniła. Niestety – tekst został umieszczony w sposób nie wzbudzający wątpliwości, że ktoś inny mógłby być jego autorem, a pod tym wszystkim podpisała się prof. Kamela Sowińska. Była minister tłumaczyła się potem tym, że po prostu przepisała fragment tekstu, który pojawił się w internecie i zapomniała dodać przypis.
„Napiszę pracę licencjacką…"
W internecie coraz częściej pojawiają się ogłoszenia: napiszę pracę licencjacką lub magisterską. Oznacza to, że rośnie popyt na tego rodzaju usługi. A jakby nie było, student składający swą pracę podpisuje oświadczenie, że nie zlecił opracowania tekstu, a nawet tylko jego części innym osobom. Jak jednak wynika z danych podanych przez „Dziennik Gazetę Prawną", mało kto przywiązuje większą wagę do tego typu oświadczeń. Jak widać, niewielu studentów przeraża wizja ujawnienia przestępstwa i poniesienia przykrych konsekwencji –utraty dyplomu. Studenci nie potrafią też właściwie tworzyć przypisów i bibliografii i stąd często wynikają nieporozumienia. Nieumieszczenie informacji na temat źródła wykorzystanego w pracy może zakończyć się wycofaniem dyplomu i wszczęciem postępowania sądowego.
Na szczęście czasy, kiedy to pracownik naukowy był osobą niemalże nietykalną, minęły. Prawo o ochronie własności intelektualnej obowiązuje wszystkich. Nikt przecież nie chce, by jego pracę, w którą włożył wiele wysiłku i starań, ktoś inny bezkarnie przepisał i otrzymał za to tytuł naukowy.
Antyplagiat
Od kilku lat powszechnie stosuje się programy antyplagiatowe, które gwarantują ochronę oryginalności sprawdzonych prac – każda praca jest porównywana z innymi znajdującymi się już w systemie. Specjalnie dla większych instytucji, takich jak uniwersytety, szkoły wyższe, czy też wydawnictwa powstał portal plagiat.pl. Jak zapewnia właściciel – programu nie można oszukać.
Aż 40 proc. studentów naraża się na... więzienie?
Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna – aż 40 procent studentów łamie prawa autorskie (zob. http://www.portel.pl/artykul.php3?i=41494). Czyżby studenci nie zdawali sobie sprawy z tego, co może im grozić za wykorzystywanie czyjejś własności intelektualnej? Trzeba się liczyć z tym, że jeśli oszustwo zostanie wykryte, osoba która dopuściła się plagiatu, ponosi odpowiedzialność karną. Za kopiowanie i wykorzystywanie cudzej pracy grozi kara grzywny, ograniczenia lub pozbawienia wolności do trzech lat.
Brak przypisu – to też plagiat
W ubiegłym miesiącu wybuchła głośna sprawa profesor Kameli Sowińskiej. Była minister skarbu zastosowała opcję „kopiuj-wklej". W tym celu wykorzystała fragment tekstu innego autora zamieszczony w internecie. Tekst ten umieściła w swoim artykule dotyczącym etyki w biznesie. Co ciekawsze fragment wykorzystany przez prof. Sowińską dotyczył właśnie pojęcia uczciwości. Gdyby autorka publikacji podała w swojej książce źródło, z którego korzystała, plagiatu by nie popełniła. Niestety – tekst został umieszczony w sposób nie wzbudzający wątpliwości, że ktoś inny mógłby być jego autorem, a pod tym wszystkim podpisała się prof. Kamela Sowińska. Była minister tłumaczyła się potem tym, że po prostu przepisała fragment tekstu, który pojawił się w internecie i zapomniała dodać przypis.
„Napiszę pracę licencjacką…"
W internecie coraz częściej pojawiają się ogłoszenia: napiszę pracę licencjacką lub magisterską. Oznacza to, że rośnie popyt na tego rodzaju usługi. A jakby nie było, student składający swą pracę podpisuje oświadczenie, że nie zlecił opracowania tekstu, a nawet tylko jego części innym osobom. Jak jednak wynika z danych podanych przez „Dziennik Gazetę Prawną", mało kto przywiązuje większą wagę do tego typu oświadczeń. Jak widać, niewielu studentów przeraża wizja ujawnienia przestępstwa i poniesienia przykrych konsekwencji –utraty dyplomu. Studenci nie potrafią też właściwie tworzyć przypisów i bibliografii i stąd często wynikają nieporozumienia. Nieumieszczenie informacji na temat źródła wykorzystanego w pracy może zakończyć się wycofaniem dyplomu i wszczęciem postępowania sądowego.
Na szczęście czasy, kiedy to pracownik naukowy był osobą niemalże nietykalną, minęły. Prawo o ochronie własności intelektualnej obowiązuje wszystkich. Nikt przecież nie chce, by jego pracę, w którą włożył wiele wysiłku i starań, ktoś inny bezkarnie przepisał i otrzymał za to tytuł naukowy.
Antyplagiat
Od kilku lat powszechnie stosuje się programy antyplagiatowe, które gwarantują ochronę oryginalności sprawdzonych prac – każda praca jest porównywana z innymi znajdującymi się już w systemie. Specjalnie dla większych instytucji, takich jak uniwersytety, szkoły wyższe, czy też wydawnictwa powstał portal plagiat.pl. Jak zapewnia właściciel – programu nie można oszukać.