Według Błaszczaka obecnie PiS koncentruje się na pomocy rodzinom posłów i senatorów z klubu Prawa i Sprawiedliwości, którzy zginęli w sobotniej katastrofie. - Wspieramy rodziny zmarłych w każdy możliwy sposób. Teraz jest szczególnie trudny czas dla nich. Z każdą rodziną mamy kontakt i pytamy co jest potrzebne - powiedział. Pomoc finansowa ma pochodzić m.in. z partyjnego funduszu, na który wpływają składki członkowskie.
Swoich kolegów, którzy zginęli pod Smoleńskiem, wspominali w poniedziałek w Sejmie politycy PiS.
- Każdy z nas z niedowierzaniem chodzi, ogląda tabliczki z nazwiskami posłów, nie chce się wierzyć, że ich nie ma - mówił poseł Andrzej Dera z trudem powstrzymując łzy. - Wiem, że życie będzie się toczyło, ale dziś chcemy pożegnać nasze koleżanki i kolegów, chcemy być po prostu z nimi - mówił. Poseł dodał, że o katastrofie prezydenckiego samolotu dowiedział się będąc w Katyniu. Dera przyjechał tam pociągiem, razem z innymi posłami PiS, by wziąć udział w uroczystościach 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. - Pierwsza informacja - awaria samolotu pana prezydenta, wiedzieliśmy, że to nie jest najwyższej klasy sprzęt, zdarzały się awarie i każdy z nas mówił: nic się nie stało, poczekamy - mówił Dera. Następnie - powiedział - zaczęły napływać informacje, że parę osób jest rannych, że kilka może być zabitych. - A potem ta straszliwa wiadomość, że wszyscy, którzy byli na pokładzie zginęli. Nie było osoby, która by nie płakała - mówił. - Atmosfera w pociągu, gdy wracaliśmy, pociąg widmo, cisza... - wspominał.
- Umysł czasami chce oszukać rzeczywistość, łapie się na tym, że myślę o niektórych, jakby dalej byli - mówił z kolei europoseł PiS Zbigniew Ziobro. - Dla mnie taką osobą, z którą ostatnio rozmawiałem był Przemek Gosiewski, człowiek ogromnej energii, siły życia, zapraszał mnie, bym przyjechał do niego do województwa świętokrzyskiego. Umawialiśmy się na spotkanie, to było w przeddzień tragedii, trudno mi sobie wyobrazić, że jego nie ma - wspominał Ziobro. - Jest wspomnienie, rozpacz, ból, cóż tu komentować - dodał.
Posłanka PiS Jolanta Szczypińska mówiła, że wciąż nie wierzy, że już nigdy nie porozmawia, nie spotka, nie uściśnie ręki kolegom, którzy zginęli w sobotniej katastrofie. - Nie byłam jeszcze na sali obrad, nie mogę przekroczyć tego progu i zobaczyć tych pustych miejsc - wyznała. - Mówi się, że nie ma osób niezastąpionych, ja zrozumiałam, że to nieprawda, tych osób nikt nie zastąpi. My musimy dalej działać, realizować swój mandat, ale wiemy, że odeszli najlepsi z najlepszych, my nigdy im nie dorównamy, ale zadania, których oni nie zdążyli zakończyć przeszły na nas - mówiła Szczypińska. - Ja mam nadzieję, że ta wielka tragedia i ta ofiara, która została złożona w bardzo symbolicznym miejscu nie była nadaremna, jestem osobą wierzącą i staram się w ten sposób myśleć, być może jest to jakieś przesłanie do nas wszystkich - powiedziała posłanka. - Czy potrzebna jest tak wielka tragedia, by odkryć w sobie pokłady dobra? - pytała.
W sobotę zginęli w katastrofie samolotowej pod Smoleńskiem prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka Maria. Śmierć poniosły w niej także 94 inne ważne dla Polski osoby, w tym 18 parlamentarzystów. Wśród nich było siedmioro parlamentarzystów PiS: szefowa klubu Grażyna Gęsicka, wicemarszałek Sejmu Krzysztof Putra, wiceszefowie partii: Przemysław Gosiewski i Aleksandra Natalli-Świat, poseł Zbigniew Wassermann, senatorowie Stanisław Zając, Janina Fetlińska.PAP, arb