W jego opinii "nikt jednak nie liczy na zwycięstwo SLD w tych wyborach". - To jest kandydowanie po to, aby nikt o partii nie zapomniał, by nie wypadła ona z obiegu. Niezależnie od tego, kto by wystartował, będzie mieć na sobie odium porażki - ocenił Flis.
W jego opinii, walka kandydata SLD w wyborach prezydenckich "z pewnością nie jest walką o realne zwycięstwo, a jedynie o zwycięstwo relatywne". - To nie jest coś, co mobilizuje, pociąga i skłania do niezwykle wytężonej pracy - zauważa socjolog. - Może być też tak, że to jakaś intryga uprzejmych kolegów Napieralskiego, obliczona na to, że jeśli uzyska on słaby wynik, a nie jest to wykluczone, to będą się oni starali na tej podstawie pozbawić go przywództwa w partii, wytykając mu jego słabość - powiedział Flis. - Inna hipoteza jest taka, że Napieralski się przy tej okazji wypromuje, będzie postacią rozpoznawalną - w końcu on także za 20 lat będzie mógł być kandydatem - ocenił.
PAP, arb