Start kampanii prezydenckiej: amerykański w formie, nadwiślański w treści
Bomba poszła w górę. Widzieliśmy kolorowe tła mające wyróżniać kandydatów - niebieskie u Aleksandra Kwaśniewskiego i Andrzeja Olechowskiego, czarno-białe u Wałęsy - wielkie fotografie pretendentów, barwy narodowe (u Olechowskiego i Wałęsy - w postaci flagi, u Kwaśniewskiego - na grubym misiu wystawionym na proscenium), kwiaty, baloniki. Była też muzyka z taśmy i na żywo. Kwaśniewskiemu śpiewała Edyta Górniak, Olechowskiemu - Andrzej Sikorowski, Wałęsie wtórował Chopin i "Pierwsza brygada". Tu kończą się podobieństwa między kandydatami. Choć nie podobieństwa z amerykańskimi konwencjami wyborczymi.
Kwaśniewski przyszedł z żoną, Olechowski przyprowadził również synów i synową, natomiast Wałęsie nie towarzyszył nikt z licznej rodziny. Konwencja na rzecz reelekcji Aleksandra Kwaśniewskiego, z niemal wyłącznym udziałem aktywu SLD, OPZZ i Unii Pracy, odbyła się na warszawskim Torwarze. W obecności wynajętych girls częstowano tam darmowym piwem i - tu jakże swojskie akcenty! - golonką, smalcem, ogórkami kiszonymi, popisami zespołów regionalnych oraz na deser autografami Leszka Millera. We własnym gronie aktywu Chrześcijańskiej Demokracji III RP i wiernych byłemu przewodniczącemu działaczy "Solidarności" (m.in. z Ursusa) toczyła się też konwencja Lecha Wałęsy w Teatrze Polskim w Warszawie. Na miejsce Konwencji Poparcia Kandydatury Andrzeja Olechowskiego obrano również teatr - im. Słowackiego w Krakowie, a jej gośćmi byli: noblista Czesław Miłosz, zdobywca Oscara Allan Starski, prezes BCC Marek Goliszewski, senatorowie Krzysztof Kozłowski z UW i Stefan Jurczak z AWS. W obu teatrach strawa była wyłącznie duchowa: chór, recytacje, przemówienia i aplauzy, rzecz jasna nie tak hałaśliwe jak u Kwaśniewskiego na Torwarze. Miejsca, ludzie i gatunki "kiełbas wyborczych" przejrzyście wskazują, na kogo orientować się będą kandydaci i jaka będzie poetyka ich kampanii. O ile Kwaśniewski odwoływał się do schedy po PRL ("Damy nadzieję tym, którzy gdzieś, w swych skromnych domach, nie mogą się jej doczekać. I bezdomnym"), o tyle Olechowski mówił do milionów tych, którzy - jak sam się określił - są "beneficjentami III RP", zaś Wałęsa obiecał wejście do UE "w postawie wyprostowanej, a nie na kolanach" i "nowy plan Marshalla dla Europy Wschodniej", obejmujący internetowe kawiarenki w każdym powiecie i lekcje angielskiego dla młodzieży wiejskiej.
Podobne wskazania dały ich pierwsze podróże. Kwaśniewski wyruszył do żyjących w nostalgii za "dawnymi dobrymi czasami" Kielc, gdzie rządzi niepodzielnie SLD, mając 66 proc. mandatów w radzie miejskiej. Tam - w poetyce minionej epoki - "uścisnął tysiące dłoni", "własnoręcznie uruchomił laser" i "wręczył 30 rodzinom klucze do nowych mieszkań" w bloku "zbudowanym w rekordowym tempie 10 miesięcy". Olechowski odbył ze swymi stronnikami spacerowy rejs statkiem po Wiśle, nawiązując do kultowego filmu z czasów PRL, z których ciągle żywymi stygmatami "partyjniactwa, małości, buty i głupoty" chciałby - będąc prezydentem - wreszcie zerwać. Wałęsa pojechał do Lichenia, gdzie jest największe sanktuarium maryjne w Europie, i do Torunia, gdzie jest Radio Maryja.
W trzecich w historii Polski powszechnych wyborach prezydenckich "konwencje" stają się programem obowiązkowym. Tymczasem według "Encyklopedii popularnej" PWN, konwencje to "przedwyborcze, lokalne i ogólnopaństwowe zjazdy partii politycznych w USA, wyznaczające kandydatów tych partii w wyborach parlamentarnych, prezydenckich itp.". Dopiero konwencja rozstrzyga, który z kilku - czasem wielu - kandydatów danej partii dostanie jej mandat. W naszych warunkach od początku wszystko jest jasne. SLD i ChD III RP nie rozważały nawet innych kandydatur niż Kwaśniewski i Wałęsa, kandydatura Krzaklewskiego została ustalona w innym trybie niż ogólnokrajowy zjazd partii wchodzących w skład AWS, zaś Komitet Poparcia Andrzeja Olechowskiego, kandydata bez zaplecza partyjnego, został powołany przez niego samego. Trudno się jednak dziwić, że z braku rodzimej tradycji powszechnych wyborów głowy państwa - królów elekcyjnych obierała szlachta, a prezydentów II Rzeczypospolitej też nie wybierał lud, lecz parlament - szuka się wzorców zewnętrznych. Wzorzec amerykański dzięki produktom Hollywood jest najlepiej znany i medialnie bardziej nośny niż na przykład francuski, który nie zna instytucji malowniczych zlotów z balonikami, maskotkami, artystami i piwem w tle. Przybliżając się gospodarczo i politycznie do zachodniej Europy, obyczajem wyborczym skłaniamy się raczej ku Stanom Zjednoczonym, choć polskie konwencje tak przypominają amerykańskie, jak polskie filmy kręcone a'la USA produkty Metro-Goldwyn-Mayer.
Kwaśniewski przyszedł z żoną, Olechowski przyprowadził również synów i synową, natomiast Wałęsie nie towarzyszył nikt z licznej rodziny. Konwencja na rzecz reelekcji Aleksandra Kwaśniewskiego, z niemal wyłącznym udziałem aktywu SLD, OPZZ i Unii Pracy, odbyła się na warszawskim Torwarze. W obecności wynajętych girls częstowano tam darmowym piwem i - tu jakże swojskie akcenty! - golonką, smalcem, ogórkami kiszonymi, popisami zespołów regionalnych oraz na deser autografami Leszka Millera. We własnym gronie aktywu Chrześcijańskiej Demokracji III RP i wiernych byłemu przewodniczącemu działaczy "Solidarności" (m.in. z Ursusa) toczyła się też konwencja Lecha Wałęsy w Teatrze Polskim w Warszawie. Na miejsce Konwencji Poparcia Kandydatury Andrzeja Olechowskiego obrano również teatr - im. Słowackiego w Krakowie, a jej gośćmi byli: noblista Czesław Miłosz, zdobywca Oscara Allan Starski, prezes BCC Marek Goliszewski, senatorowie Krzysztof Kozłowski z UW i Stefan Jurczak z AWS. W obu teatrach strawa była wyłącznie duchowa: chór, recytacje, przemówienia i aplauzy, rzecz jasna nie tak hałaśliwe jak u Kwaśniewskiego na Torwarze. Miejsca, ludzie i gatunki "kiełbas wyborczych" przejrzyście wskazują, na kogo orientować się będą kandydaci i jaka będzie poetyka ich kampanii. O ile Kwaśniewski odwoływał się do schedy po PRL ("Damy nadzieję tym, którzy gdzieś, w swych skromnych domach, nie mogą się jej doczekać. I bezdomnym"), o tyle Olechowski mówił do milionów tych, którzy - jak sam się określił - są "beneficjentami III RP", zaś Wałęsa obiecał wejście do UE "w postawie wyprostowanej, a nie na kolanach" i "nowy plan Marshalla dla Europy Wschodniej", obejmujący internetowe kawiarenki w każdym powiecie i lekcje angielskiego dla młodzieży wiejskiej.
Podobne wskazania dały ich pierwsze podróże. Kwaśniewski wyruszył do żyjących w nostalgii za "dawnymi dobrymi czasami" Kielc, gdzie rządzi niepodzielnie SLD, mając 66 proc. mandatów w radzie miejskiej. Tam - w poetyce minionej epoki - "uścisnął tysiące dłoni", "własnoręcznie uruchomił laser" i "wręczył 30 rodzinom klucze do nowych mieszkań" w bloku "zbudowanym w rekordowym tempie 10 miesięcy". Olechowski odbył ze swymi stronnikami spacerowy rejs statkiem po Wiśle, nawiązując do kultowego filmu z czasów PRL, z których ciągle żywymi stygmatami "partyjniactwa, małości, buty i głupoty" chciałby - będąc prezydentem - wreszcie zerwać. Wałęsa pojechał do Lichenia, gdzie jest największe sanktuarium maryjne w Europie, i do Torunia, gdzie jest Radio Maryja.
W trzecich w historii Polski powszechnych wyborach prezydenckich "konwencje" stają się programem obowiązkowym. Tymczasem według "Encyklopedii popularnej" PWN, konwencje to "przedwyborcze, lokalne i ogólnopaństwowe zjazdy partii politycznych w USA, wyznaczające kandydatów tych partii w wyborach parlamentarnych, prezydenckich itp.". Dopiero konwencja rozstrzyga, który z kilku - czasem wielu - kandydatów danej partii dostanie jej mandat. W naszych warunkach od początku wszystko jest jasne. SLD i ChD III RP nie rozważały nawet innych kandydatur niż Kwaśniewski i Wałęsa, kandydatura Krzaklewskiego została ustalona w innym trybie niż ogólnokrajowy zjazd partii wchodzących w skład AWS, zaś Komitet Poparcia Andrzeja Olechowskiego, kandydata bez zaplecza partyjnego, został powołany przez niego samego. Trudno się jednak dziwić, że z braku rodzimej tradycji powszechnych wyborów głowy państwa - królów elekcyjnych obierała szlachta, a prezydentów II Rzeczypospolitej też nie wybierał lud, lecz parlament - szuka się wzorców zewnętrznych. Wzorzec amerykański dzięki produktom Hollywood jest najlepiej znany i medialnie bardziej nośny niż na przykład francuski, który nie zna instytucji malowniczych zlotów z balonikami, maskotkami, artystami i piwem w tle. Przybliżając się gospodarczo i politycznie do zachodniej Europy, obyczajem wyborczym skłaniamy się raczej ku Stanom Zjednoczonym, choć polskie konwencje tak przypominają amerykańskie, jak polskie filmy kręcone a'la USA produkty Metro-Goldwyn-Mayer.
Więcej możesz przeczytać w 26/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.