Filmowiec pisze tam, że przerywa milczenie, gdyż "żądanie od szwajcarskich władz jego ekstradycji jest oparte na fałszu". W jego opinii, "Stany Zjednoczone nadal domagają się jego wydania głównie po to, by "rzucić go na pastwę światowych mediów, a nie, by "wydać wyrok w sprawie, w której osiągnięto porozumienie 33 lata temu".
"Liberation" popiera zdecydowanie apel reżysera do opinii publicznej, twierdząc, że w tej sprawie "prawo jest pretekstem, a sława Polańskiego, która uderzyła rykoszetem w sędziego, prawdziwą przyczyną jego zajadłości".
"Roman Polański już zapłacił za swój czyn więzieniem i wygnaniem. Jego jedynym przestępstwem jest chwała, która na niego spłynęła dzięki światowemu uznaniu jego dzieła filmowego i która czyni z niego łowne zwierzę dla sędziego w okresie kampanii wyborczej" - dodaje "Liberation".
Według gazety, nie jest prawdą - jak twierdzą niektórzy - że reżyser domaga się specjalnego traktowania przez sąd, gdyż w rzeczywistości żąda on takich samych praw jak wszyscy inni obywatele. Zdaniem "Liberation", występuje "odwrotne" zjawisko - amerykańscy sędziowie są w tej sprawie szczególnie surowi, nie chcąc wziąć pod uwagę takich okoliczności jak prawne przedawnienie czynu czy to że jego ofiara nie chce od dawna ukarania Polańskiego.
Polański został zatrzymany 26 września ubiegłego roku na lotnisku w Zurychu na podstawie wydanego w 2005 roku międzynarodowego nakazu aresztowania. Wymiar sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych zarzuca mu, że w roku 1977 w willi aktora Jacka Nicholsona w Hollywood uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Gailey. W stanie Kalifornia czyn lubieżny z nieletnią klasyfikowany jest automatycznie jako gwałt. Reżyser przed zakończeniem wytoczonego mu procesu wyjechał do Francji.
pap, em